wtorek, 13 sierpnia 2013

Rozdział 27


Will


     Julie wyszła z domu zaraz po kolacji pod pretekstem załatwienia kilku ważnych spraw na mieście. Absolutnie jej nie uwierzyłem, więc gdy tylko zamknęły się za nią drzwi, a ona sama oddaliła się na dostateczną odległość, sam wysunąłem się na zewnątrz. Pewnie całkiem zwariowałem, ale coś nie podobało mi się w sposobie, jaki się ze mną żegnała. Tak jakby robiła to po raz ostatni. W jej pocałunku kryło się coś niecodziennego - niespodziewana namiętność i rozpaczliwa prośba o zrozumienie. Czego? W co ta dziewczyna znowu się wpakowała?  Gdy się ode mnie odsuwała, szybko odwróciła głowę, ale i tak dostrzegłem w jej oczach łzy oraz wielkie poczucie winy. To ostatecznie przechyliło szalkę. Podjąłem decyzję, choć mogło się to jej później bardzo nie spodobać. 
     Juliette przez jakiś czas po prostu szła przed siebie, tak jakby naprawdę miała udać się na zakupy do miasta. Zbiła mnie trochę z tropu, ale w końcu przystanęła i zaczęła się rozglądać nerwowo dookoła. Udało mi się ukryć przed jej spojrzeniem w pobliskim zaułku, choć niewiele brakowało, abym został przyłapany. Ostrożnie wychyliłem się z niego i odważyłem się kontynuować swoje obserwacje, dopiero kiedy byłem pewien, że niebezpieczeństwo już minęło. Dziewczyna dalej stała na chodniku, ale w oddali zabłysły reflektory auta. Samochód powoli podjechał do niej, natomiast ona zajęła miejsce pasażera. Czy to nie było przypadkiem auto jej ojca? Nie zdążyłem upewnić się w swoich podejrzeniach. Oddalili się bowiem błyskawicznie, a ja mogłem tylko przeklinać własną głupotę. Przecież mogłem się domyślić, że z kimś się umówiła. Telefon ostatnio nie opuszczał jej rąk.
     Myślałem, że już wszystko przepadło, ale samochód nie odjechał daleko. Znajdował się jeszcze w zasięgu mojego wzroku, gdy tak po prostu wjechał między drzewa. Udałem się za nimi i odkryłem, że w tamtym miejscu biegnie leśna dróżka. Pokręciłem głową, nie potrafiąc pojąć zachowania własnej dziewczyny. Jednak po kilku sekundach, z wahaniem ruszyłem ich śladem. Musiałem się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło. Niejasne przeczucie mówiło mi, że popełniam błąd, ale wolałem się nad tym w tamtym momencie nie zastanawiać. Po raz kolejny nie zaufałem własnej intuicji.


Cole

     Super. Po prostu świetnie. Wyszedłem z domu i zostawiłem Eris, zaraz po tym jak ją pocałowałem. Zachowałem się jak ostatni dupek... Czyli jak zwykle. To było zarówno straszne, jak i pokrzepiające.
Złe, bo Eris nie była jak inne dziewczyny, które błyskawicznie traciły wiele w moich oczach, a zachwyt ich urodą był ulotny i znikał, gdy już dopiąłem swego. Na niej, w jakiś dziwny, niepoprawny sposób naprawdę mi zależało.
Dobre, bo jednak odnalazłem siebie. Starego siebie. Zagubione wspomnienia wróciły, choć niektórych nie chciałem już nigdy więcej widzieć. Próbowałem je w sobie zdusić, lecz wkrótce z tego zrezygnowałem. Walka była bezsensowna i wtedy nie miała większego znaczenia.
     Chociaż ten drugi, zły Cole wciąż się gdzieś czaił, gotowy, aby znowu pokazać mi gdzie moje miejsce - miałem nad nim całkowitą kontrolę. Jak długo miało to jeszcze trwać? Wolałem o tym nie myśleć. Ważne, że już nie wydawało mi się, że tracę samego siebie. Teraz miałem jasny cel, który planowałem zrealizować, doprowadzić całą sprawę do końca. Problemem stał się tylko sposób, w jaki chcę to osiągnąć. Tego już nie byłem taki pewien. 
     W głowie miałem kompletną pustkę, a odwaga, którą pozyskałem, będąc blisko Eris, zniknęła bez śladu. Na nowo stałem się zagubionym chłopcem, nie dającym sobie rady z własnymi problemami. Nie. Teraz było inaczej. Nie zamierzałem zgrywać niedostępnego i ukrywać się pod płaszczem arogancji. Nie miałem zamiaru krzywdzić osób, które coś dla mnie znaczyły. Już wystarczająco osób przeze mnie cierpiało.
     Pomyślałem o matce - jej obraz prześladował mnie nocami, choć w dniach niewoli nie mogłem przypomnieć sobie, że to właśnie ona. Czułem tylko, że to ktoś ważny. I faktycznie tak było. Zawsze mnie kochała, choć nie dostarczałem jej powodu, aby trwała w tej miłości. Ona robiła swoje. Tylko ta śmierć... To jedno nie dawało mi nigdy spokoju. Potrząsnąłem głową, a moje myśli bezwiednie wypełniły obrazy Eris. Jej zielone oczy, ciemne włosy, różane usta. Była dla mnie nieznajomą osobą i wciąż nie rozumiałem, ile dla mnie znaczy. Jednak postanowiłem, że nie dopuszczę, aby i ona zginęła. Nie mogłem na to pozwolić. Potem pojawili się jeszcze Will i Tom. Oni też wiele wycierpieli. Przeze mnie. Zupełnie niepotrzebnie, ale ja to zmienię. Jeżeli tylko... jeśli to przeżyję. Jak tylko to się skończy przeproszę za wszystko. Stanę się lepszym człowiekiem. Prychnąłem cicho. To brzmiało absurdalnie. Cole - dobry, uczynny chłopiec? Absolutnie nie! Ale będę się starał. Pomalutku. 
     Przystanąłem i sięgnąłem do torby. Pistolet wciąż tam był. Zimny, nieruchomy. A niby jaki ma być? - naśmiewałem się ze samego siebie, ale nie dodało to mi otuchy. Broń wzbudzała we mnie tylko dwa uczucia: panikę i bezgraniczne uwielbienie. Kochałem czuć jej ciężkość w dłoni, jakbym był tylko do tego stworzony. Jednocześnie byłem przerażony własnym planem. Chciałem zabić człowieka. I to nie było najgorsze. Wciąż wydawało mi się, że mogę tego dokonać, a uczucie satysfakcji ogarniało cały mój umysł oraz ciało! Nie przejmowałem się osiłkami, którymi zapewne otacza się Barnes. Sama myśl o nim wywoływała obrzydzenie.
     Niespiesznie zważyłem w dłoni pistolet, rozmyślając. Wokół panowała ciemność, więc wątpiłem, aby ktoś to dostrzegł, a nawet jeżeli, to wątpliwe było, aby zareagował. Ludzie chcieli spokoju i bezpieczeństwa. Tego nie mógł zapewnić obszarpaniec z bronią w ręku. Powinni się trzymać z daleka. A jednak... Srebrna mazda RX-8 zatrzymała się kilka metrów za mną. Zerknąłem przez ramię, ale przez przyciemniane szyby nie mogłem niczego dostrzec. Czekałem. W końcu drzwi się otworzyły, a z wewnątrz wyłoniła się blada dłoń, która skinęła w moją stronę. 
- Cole, chodź. Już czas. 
- Profesor? - spytałem z niedowierzaniem. Zawsze uważałem go za wariata i... no cóż, nadal nie zmieniłem zdania. - Czas? Na co czas? 
- Czas na nas - oznajmij, uśmiechając się, jak małe dziecko. 
- Dobrze - odpowiedziałem powoli, niespiesznie zbliżając się do auta. - Nie znalazłem Eris. Przykro mi, ale dziewczyna jakby rozpłynęła się w powietrzu. Jestem gotowy ponieść wszelkie konsekwencje.
     Kłamałem i miałem dziwne przeczucie, że mężczyzna doskonale o tym wie, bo patrzył na mnie z rozbawieniem niepasującym do zaistniałej sytuacji. Zmieszałem się i odwróciłem wzrok, nie mogąc uwierzyć w to, co robię.
- Jak tam chcesz, Pinokio - rzucił Profesor, patrząc na mnie z dziwną satysfakcją. Nie odwzajemniłem tego gestu. Założyłem ręce na piersi, czekając na ciąg dalszy. Nie mogłem pozwolić, żeby mnie przejrzał. - Teraz jednak musisz zrobić coś innego.
- Co? - podsycił moją ciekawość, choć wciąż starałem się zachowywać dystans i nie dać się sprowokować.
- Zwyciężyć. W każdej historii potrzebny jest jakiś wojownik w obronie dobra, co nie?
- Kiepski ze mnie bohater. Sam siebie obronić nie umiem - uśmiechnąłem się krzywo. On, ku mojemu zdziwieniu, przytaknął.
- Lepszy taki, niż żaden. Nie możemy wybrzydzać. To ciężkie czasy.
- Pan wybaczy, ale nic nie rozumiem.
- Nie ty jeden, chłopcze. Nie ty jeden. - Na kilka sekund zapatrzył się przed siebie, a po chwili znowu skoncentrował się na mnie. - Ukrócimy rządy Barnesa.
- Myślałem, że to pana przełożony. - Nic nie rozumiałem, ale jego słowa mnie zszokowały.
- I co z tego? Nie podobają mi się jego decyzję. On się myli, Cole. Myli i krzywdzi przy tym wielu niewinnych ludzi. Pora z tym skończyć, bo to wszystko trwa już stanowczo za długo. Nie będzie łatwo, ale może się udać.
- I niby ja mam wziąć w tym udział?
- Jeżeli chcesz chronić dziewczynę, chyba nie masz innego wyjścia.
- Grozi mi pan?
- Nie, ja tylko tłumaczę ci, co się stanie, gdy zignorujesz Barnesa. - Jego wzrok przemknął po broni, którą wciąż trzymałem kurczowo w dłoni. - Chociaż widzę, że sam doszedłeś do takich samych wniosków. Jesteś mądrzejszy, niż mi się wydawało.
- To bez sensu. On mnie namierzy szybciej, niżbym zdążył się do niego zbliżyć choćby na dwadzieścia kroków. Pan sam wszczepił we mnie ten sygnał nawigujący. A skoro nie mamy żadnego elementu zaskoczenia... - Wzruszyłem ramionami. Całkiem zgłupiałem, widząc cwany uśmieszek na twarzy Profesora.
- A jednak nie taki mądry - mruknął sam do siebie i głośniej dodał: - Pamiętasz, co mówiłem o nowej recepturze, gdy Ryan cię do mnie przyprowadził? To wszystko było kłamstwem. Sygnał nie działał. A raczej działał, ale wysyłał błędną lokalizację. On o tym wiedział. Ryan jest po naszej stronie, tak samo jak Pensy i kilkoro innych. Wystarczy dostać się do Barnesa.
     Zamyśliłem się, nie dowierzając jak szybko uznał mnie za swojego sprzymierzeńca. Szybciej, niż sam podjąłem decyzję. On jednak wiedział, że właśnie tak będzie. Coś mi się w nim bardzo nie podobało, a raczej przerażało. Był zbyt pewny wygranej, zbyt mądry, zbyt chory... Wiedział za dużo rzeczy. Był nierealny. Jak mogłem mu zaufać? Może to wszystko było tylko próbą, która miała sprowadzić na mnie zagładę? Nie wyglądał na takiego, ale wiele rzeczy jest całkiem inna, niż się zdaje na początku. Mimo swoich rozterek wsiadłem do jego samochodu i ruszyliśmy.



Tom

     Przebierałem nogami, jak małe dziecko czekające na Świętego Mikołaja lub pierwszą gwiazdkę w wigilijny wieczór. Cierpliwość ostatnio nie leżała w mojej naturze. Wszystkie jej pokłady zmarnowałem na darmo wyczekując powrotu Cole'a. Westchnąłem z irytacją, obserwując jak samochód przed nami toczy się wolno leśną drogą. Zbyt wolno. Chciałem, aby to wszystko już się zaczęło i szybko skończyło. W taki czy inny sposób. Mężczyzna stojący obok, zmierzył mnie ponurym spojrzeniem, jakby był świadomy moich nieciekawych myśli. Sprawiał wrażenie człowieka, który wcale nie ma zamiaru w tym wszystkim uczestniczyć. Jego oczy zdradzały wszystko, czego nie mógł lub nie chciał powiedzieć na głos.
- To pułapka? - spytałem w końcu, aby tylko się upewnić - Cole'a tu nie ma? To ja mam go zwabić, a potem i tak zginę?
- Taki jest ogólny plan. - Chłopak wzruszył ramionami, ale po jego twarzy przemknął cień zdenerwowania. - A plany mają to do siebie, że często zawodzą. Możesz mieć nadzieję. Tego nikt ci nie zabroni.
     Kiwnąłem głową. Wpakowałem się w niezłe bagno, które miało mnie niebawem całkiem pochłonąć. Ucieczka stała się już niemożliwością, nawet gdybym tego mocno pragnął. Samochód  w końcu stanął kilka metrów przed nami i z środka wysiadł nieznajomy mi mężczyzna. Wysoki, ubrany w elegancki garnitur renomowanej firmy - śmiesznie wyglądał pośród dzikiej puszczy, ale budził też strach. Widziałem jak chłopak obok mnie drży i cofa się nieznacznie. Mężczyzna musiał siać pogrom wśród swoich ludzi. Mój mózg coraz śmielej przypominał te wszystkie filmy kryminalne, gdzie mafiozi wywozili do lasu dłużników, kazali wykopywać im doły i potem strzelali w tył głowy. Nowo przybyły równie dobrze mógł być jednym z nich. Czy i ja miałem skończyć w podobny sposób? Nie, na pewno nie. W końcu żyjemy w cywilizowanych czasach, a ja nic złego nie zrobiłem. Dogadamy się. Chyba śnisz, zaprzeczyły mi oszalałe myśli.
- Więc to ty jesteś Davis? - zapytał tymczasem mężczyzna, niespiesznie zbliżając się do mnie. Opuściłem głowę, gotując się na najgorsze. Unikałem jego wzroku, ale on mnie zmusił, abym się na niego popatrzył. Chwycił mój podbródek i spojrzał mi prosto w oczy. Nie wiem, co tam dostrzegł, ale uśmiechnął się z satysfakcją. - Jesteś bardzo podobny do swojej matki, Tom, wiesz o tym?
     Milczałem, a to go najwyraźniej zirytowało. Skinął na najbliższego zbira, a ten podszedł bez słowa sprzeciwu i uderzył mnie kolanem w brzuch. Zgiąłem się w pół pod wpływem nagłego bólu, po czym osunąłem się na ziemię. Poczułem, że niedawno zjedzony posiłek podchodzi mi do gardła.
- Kiedy o coś pytam, należy odpowiedzieć - pouczył, jak gdyby nigdy nic. - Chyba, że język nie jest ci potrzebny, to szybko się go pozbędziemy. Tak jak powiedziałem, jesteś bardzo podobny do twojej matki. Ona patrzyła na mnie dokładnie w ten sam sposób, gdy mierzyłem do niej z broni chwilę przed tym, jak ją zabiłem. Zabawne. Ludzie pozbawieni zdolności są doprawdy żałośni, a twoja matka była najsłabsza z nich wszystkich.
     Zagotowałem się ze złości, ale widok pistoletu, którym mężczyzna bawił się, jak najzwyklejszą zabawką utrzymał mnie na miejscu. On to zauważył, a jego uśmiech się poszerzył.
- Twój brat przypomina raczej waszego ojca. Tak, zdecydowanie jest odważniejszy. Wiesz, Tom? On nie zawahałby się przed zaatakowaniem mnie, nawet gdybym do niego strzelał. - Bez żadnych skrupułów wycelował we mnie i wystrzelił. Krzyknąłem, gdy kula drasnęła moje ramię. Nie zatopiła się w nim, ale spowodowała krwawienie. Zrozumiałem, że to właśnie jego cel. Sprawić mi jak najwięcej cierpienia, ale nie zabić od razu. Chciał się na mnie odegrać za winy ojca. Zasłona bólu na krótką chwilę opadła na moje oczy i nie pozwalała się skupić na niczym innym.
- Byłby niepokonanym wojownikiem ze swoimi mocami, ale jest krnąbrny. Sprawia za dużo problemów - westchnął, jakby naprawdę tego żałował, a potem niespodziewanie w jego głosie pojawił się gniew. Wściekłość. - Idzie śladami Chrisa. I ślepo wierzy, że bunt na coś mu się zda. Skoro tego chce, skończy tak samo. Odbiorę mu wszystkich bliskich.
     Kolejny wystrzał, który trafił w nogę. Zawyłem z bólu, ale on to zignorował.
- Potem zabiję go, jeżeli mnie do tego zmusi i nie podda się. Wykończę każdego, kto stanie mi na drodze. Będę musiał to zrobić, choć wcale tego nie chcę. Rozumiesz, Tom? - Znowu wymierzył i oddał strzał. Krzyczałem, a krew polała się po mojej twarzy. Zalała mi oczy, mieszając się z moimi łzami, skapywała do ust. Zwymiotowałem. - Ty mi się nie przydasz, nawet gdybyś się poddał. Jesteś jeszcze słabszy, niż się spodziewałem. Nie potrzebuję cię. Nie potrzebuję już nawet twojego ojca, bo mam swojego własnego jasnowidza! Uwierzysz? Wizje przyszłości na wyłączność! Moja córka niedawno odkryła, że została obdarzona tym niezwykłym darem. Nie jestem, więc od nikogo zależny. Cole byłby jedynie ładnym zwieńczeniem mojej kolekcji, choć jego śmierć również da mi wiele satysfakcji.
     Nie rozumiałem o co mu chodzi. Mój ojciec miał niby widzieć przyszłość? A Cole? Czemu o nim wspominał. Po co mu Cole? Miałem mętlik w głowie.
    Z samochodu nieśmiało wychyliła się rudowłosa dziewczyna, która kogoś mi przypominała, ale szybko odsunąłem od siebie tą myśl. Julie? Nie, to niemożliwe. Co Juliette miałaby z tym wszystkim wspólnego? Barnes obdarzył ją dziwnym spojrzeniem, a potem na nowo przeładował broń i wymierzył we mnie,  gotowy oddać kolejny, być może śmiertelny, strzał.
- Szefie, wystarczy! - Ktoś wyrwał się przed szereg. Nie mogłem spojrzeć kto to, ale głos wydawał się damski. Za bardzo bolało i z trudem łapałem powietrze. Utrzymywałem przytomność, choć ona wymykała mi się coraz zgrabniej. - Nie taki był plan. Jeżeli go zabijesz teraz, nie nakłonisz Cole'a do współpracy. On musi zobaczyć, że wciąż ma o co walczyć. Trzeba go związać i czekać.
     Mężczyzna przeklął, ale posłuchał się dziewczyny, która za jego zgodą podbiegła do mnie, aby obwiązać mi ręce i przywiązać do starego drzewa.
- Nie ruszaj się. Wyciągnę cię z tego - szepnęła tak cicho, żeby nikt poza mną jej nie usłyszał. Jej dotyk był niesamowity. Ilekroć dotknęła mojej skóry swoimi palcami ból się zmniejszał, a rany zdawały się zasklepiać. Szybko zrozumiałem, że robi to potajemnie, więc milczałem. Choć z drugiej strony wątpiłem czy byłbym w stanie wypowiedzieć choćby słowo. Zmusiłem się, aby otworzyć oczy i spojrzeć na nią. Miała dziwny kolor tęczówek i włosów, ale w jej oczach dostrzegłem ból oraz troskę. Nie chciała, abym umarł. Chyba tylko ona jedna.
     W oddali usłyszałem jeszcze dźwięk nadjeżdżającego samochodu, a po chwili trzask otwieranych i zamykanych drzwi, a także, co dziwniejsze, warkot wilka. Nie miałem siły, aby się nad tym zastanowić. Odpłynąłem.


Pensy

     Wszystko szło nie tak już od samego początku. Tom prawie umarł na moich oczach. Nadal nie byłam pewna, że przeżyje, mimo interwencji. Uleczenie trwało zbyt krótko, aby mu pomóc. Miałam chociaż nadzieję, że udało mi się uśmierzyć jego ból.
    To moglibyśmy jeszcze przetrwać. Kiedy jednak dotarł Conor wszystko się skomplikowało jeszcze bardziej. Gdy zobaczyłam białą wilczycę, którą wytaszczył z samochodu, zmroził mnie lęk. To nie miało być tak. Wymieniłam przerażone spojrzenia z Ryanem. Cole miał tak ukryć Eris, żeby nikt jej nie odnalazł. To Tom miał stać się kartą przetargową. Pojawienie się dziewczyny komplikowało zbyt wiele spraw, a Cole znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie. Conor uśmiechnął się do mnie, jakby doskonale wiedział, co planowaliśmy, po czym szarpnął spętaną Eris. Ta zawarczała gardłowo, ale nie miała tyle siły, aby sprzeciwić się takiemu osiłkowi. Dodatkowo ciężki łańcuch zaciskał się na jej szyi, a pysk skrępowany był przez sznur. Spojrzała na mnie tymi swoimi zwierzęcymi ślepiami, za którymi kryło się człowieczeństwo. Była przerażona i błagała o pomoc, a ja nie mogłam jej udzielić. Jak mieliśmy teraz wygrać?
- Witaj, moja kochana - zwrócił się do niej Barnes i uklęknął, aby jego twarz znalazła się na jej poziomie. Eris zamarła. Zastrzygła tylko uszami, po czym całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Wyła z bólu, gdy na nowo przybierała ludzką postać. Ryan odwrócił wzrok, a ja zamknęłam oczy nie mogą znieść widoku takiego cierpienia. Jednocześnie znienawidziłam Barnesa jeszcze bardziej. Jak mógł wymuszać na niej przemianę? Przecież wilki powinny wrócić do swoich ludzkich ciał dopiero na wiosnę. To co on robił z dziewczyną było zwykłym okrucieństwem. Sprowadzał na nią jeszcze większe cierpienia. - Myślałaś, że mi uciekniesz?
- Nienawidzę cię - wydusiła, wciąż nie mogąc złapać oddechu. 
- I oto chodzi, moja mała przyjaciółko. Nienawiść jest twoją siłą i trzeba ją pielęgnować. To na niej mi zależy. 
     Otwarłam oczy w samą porę, aby zobaczyć zmianę, jaka zachodziła w Eris. Kiedy Barnes ograniczył jej wewnętrznego wilka, jej prawdziwa moc wreszcie mogła znaleźć uwolnienie.
     Dziewczyna krzyknęła, a w jej głosie słychać było jedynie rozpacz. Nie chciała tego, lecz nie mogła zrobić nic, aby zapobiec woli szefa. Zielone oczy natychmiast pociemniały, przez jej twarz przemknął ostatni grymas, który zdradzał wolę walki i przetrwania. Potem zniknął. Łańcuchy opadły, a ona wstała z ziemi. To już nie była Eris. To było nowe, potężne stworzenie. 



Dużo różnych perspektyw, ale wydaje mi się, że pasuje. W końcu to już końcówka i wypadałoby przedstawić punkt widzenia każdego z bohaterów. No dobra, może nie każdego, ale tych istotniejszych. I cóż... Nie mam pojęcia, co jeszcze napisać, więc zamilknę. 

Edit 15.08.13
Jeżeli wśród was znajdzie się jeszcze ktoś, kto nie ma mnie serdecznie dość, to już oficjalnie zapraszam na nowe opowiadanie, gdyż Granica Przebudzenia nieubłaganie zmierza do swojego końca 
http://ostatnie-tango.blogspot.com/
Krótki, niezrozumiały prolog już jest, a pierwszy rozdział pojawi się całkiem niedługo. 



     

23 komentarze:

  1. Przeczytałam ^^.
    No, fajnie, że dałaś tyle perspektyw. Lubię zmienne perspektywy. A teraz, jeśli to faktycznie koniec opowiadania, taki punkt kulminacyjny, to jak najbardziej są one przydatne, bo można więcej pokazać. Sama też lubię to stosować.
    Nie spodziewałabym się, że Julie jest córką Barnesa. Podejrzewałam, że ujawnia się w niej jakaś zdolność, ale nie myślałam... Zresztą, to znaczy, że ona jest z tych złych i od początku chodziła z Willem po to, by jakoś się zbliżyć do Cole'a i zdawać sprawozdania ojcu? Choć w sumie wcale nie musi się okazać, że jest po jego stronie... Ciekawe, jak to rozwiniesz. No i Will za nią poszedł, może mieć przez to kłopoty :/
    Cieszę się, że Cole zaczyna mieć przebłyski siebie i w dodatku uświadamia sobie, że Eris jest dla niego ważna i że podchodzi do niej inaczej niż do innych dziewczyn. Niemniej jednak... Ten facet faktycznie jest po jego stronie i chce mu pomóc? Może naprawdę tak jest, że więlu współpracowników Barnesa zaczęło się od niego odwracać gdy zobaczyli, jaki on jest.
    Żal mi Toma. Chciał dobrze, liczył, że odzyska brata, ale nie docenił tamtych, co się na nim zemściło. A gdzie jest jego ojciec? Mam nadzieję, że ktoś odnajdzie go na czas i przeszkodzi tamtym. Chłopak nic nie zawinił w sumie. Dobrze, że chociaż Pensy mu pomogła, myślę, że to była ona. Już od dawna ją lubiłam, dlatego cieszę się, że znowu ją wprowadziłaś ^^.
    Eris też mi szkoda. I ta jej nagła przemiana... Mam wrażenie, że nie wyniknie z tego nic dobrego. I coraz bardziej zastanawia mnie, jak to się skończy. Znając twoje zamiłowanie do raczej nieszczęśliwych zakończeń, to może być naprawdę różnie i niekoniecznie przyjemnie.
    Było dużo akcji, to na pewno. Rozdział czytało mi się bardzo lekko, przyjemnie i w ogóle, trzymał w napięciu. Już coraz mniej czasu do końca i cieszę się, że tak zgrabnie połączyłaś wszystkie wątki, i że odzyskałaś wenę i wróciłaś na to opowiadanie ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ^^
      Ja też się nie spodziewałam, że uczynię z Julie córkę Barnesa. Długo szukałam dla niej odpowiedniej roli i właśnie ta wydała mi się najodpowiedniejsza. Ze względu na ojca dziewczyna faktycznie jest po tej złej stronie i Will miał ułatwić jej zbliżenie się do Cole'a, ale ostatecznie to uczucie zmieniło się w coś prawdziwego. Dlatego tak bardzo bolało ją do, że musi go opuścić i ogólnie, że bierze w tym wszystkim udział.
      Will jak zwykle postanowił zrobić po swojemu i nie zdradzę, co z tego wyniknie.
      Cole zmienił się w przeciągu tych 27 rozdziałów niesłychanie, wiec i jego postrzeganie świata znacznie się zmieniło.
      Czy Profesor jest po jego stronie? Tego do samego końca się nie dowiecie ^^ Czyli prawdopodobnie do następnego rozdziału. Jeszcze nie jestem pewna, ale wychodzi, że został mi jeden + epilog.
      Toma też mi jest potwornie żal, ale ktoś cierpiętnikiem musi być. Wypadło na niego.
      Ojciec chłopaków być może jeszcze się pojawi.
      Tak, tak Pensy pomogła Tomowi. Ja też ją lubię i ubolewam na tym, że tak rzadko się tu pojawiała. Niemniej jednak jest ona postacią drugoplanową i nie miała odgrywać tu jakiejś ważnej roli.
      Oj, z przemiany Eris z całą pewnością nie wyniknie nic dobrego i masz rację, co do moich nieszczęśliwych zakończeń ^^ Tutaj zbyt wesoło nie będzie, ale szykuję też coś innego, co może was zaskoczyć.
      Fajnie, że całość ci się podobała. Starałam się jak mogłam, aby wszystko złożyć w jedną, logiczną całość. Nie udało się w 100%, ale w większości wydaje mi się, że osiągnęłam co chciałam ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Tak też się spodziewałam, że Julie będzie miała coś wspólnego z tymi złymi, ale nie sądziłam, że to córka Barnesa. Jednakże dziwię się, że stanęła po stronie ojca, takie przynajmniej sprawiała wrażenie, żegnając się z Willem, skoro zależy jej na Cole'u. I że przyjechała tam razem z nim. W końcu równie dobrze mogłaby zerwać z nim kontakty lub udawać, że nic się z nią nie dzieje.
    Co do Toma, to już go nie widzę wśród żywych. Skoro teraz mają Eris, lub raczej to, co się z nią teraz stało, to nie będzie im już dłużej do niczego potrzebny. A Barnes nie cacka się przecież ze słabeuszami.
    Jednak przynajmniej chociaż raz Cole trafił w dobre ręce i powoli wraca do siebie.
    Natomiast co do ilości perspektyw, to raczej jest mi wszystko jedno, jednak ta Pensy wydawała mi się zbędna, szczególnie, że nigdy się taka nie pojawiała i można było te wydarzenia przeciągnąć na Toma.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za komentarz ;)
      Dla Julie dość długo szukałam odpowiedniej roli i dopiero ta wydała mi się najodpowiedniejsza. I raczej dużo do gadania nie miała, bo to jej ojciec podejmował wszystkie decyzje. Ona po prostu była częścią planu, a sprzeciw czy jakakolwiek ukrywania swoich zdolności na nic by się tu nie zdały.
      Tom znalazł się w bardzo nieciekawym położeniu, ale jak to się dla niego skończy? Tego nie zdradzam.
      No można powiedzieć, że Cole trafił w dobre ręce, chociaż też tak nie do końca.
      No wiem, Pensy nigdy wcześniej głosu nie zabierała, ale jakoś tak mi pasowało, aby w tych ostatnich rozdziałach przedstawić też jej punkt widzenia. Może trochę mieszam, ale nie wszystko mogłabym wytłumaczyć tak jakbym chciała z perspektywy Toma.
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Julie od początku wydawała mi się jakaś podejrzana... Tak nagle się pojawiała, wkupiła się w łaski, owinęła Willa wokół palca.
    Ale nigdy nie spodziewałabym się, że jest córką Barnesa. Zastanawia mnie po której stronie stanie Julie. Mnie wydaje się, że ujmie się za ojcem, że od początku wykorzystywała Willa i swój spryt. Cóż, zobaczymy.

    Ogólnie to szkoda, że już zbliżamy się do końca. Przynajmniej w tym rozdziale nie można było się nudzić. :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Julie na początku miała być postacią jednego-dwóch rozdziałów, ale w końcu postanowiłam dać jej jakieś inne zajęcie. Ta rola wydała mi się najodpowiedniejsza.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Witaj;)
    Z lekkim opóźnieniem, ale w końcu przybyłam i muszę Ci powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem, w dodatku w szoku, o!
    Perspektyw całkiem dużo, ale zrobione ładnie i nie idzie się pogubić nawet, jeśliby chciał. Ale się porobiło! i teraz mam czarna dziurę w głowie, nie wiem co napisać, taki szok. Wprawdzie nie wszyscy byli zadowoleni z działań Barnesa, ale nie spodziewałam się, że niektórzy przeciwko niemu spiskują. Cole odzyskał częściowo dawnego siebie, uff, ale czy na długo? W końcu przebudzono Eris... Ciekawe. Ich plan spalił na panewce i zapewne Julie się do tego przyczyniła. Ciekawa jestem, czy działała z premedytacją. Zaskoczyłaś mnie tym, że jest córką Barnesa... Komu pomoże? W dodatku zapewne pojawi sie tam jeszcze Will... Kurka, na kilometr czuć, że moment kulminacyjny się zbliża, a ja tak polubiłam to opowiadanie... Końcówka naprawdę niepokojąca. Biedna Eris... Mogę sobie jedynie wyobrażać, jak musiała ją boleć wymuszona przemiana. No, ale pewnie o mocy Cole'a coś się więcej dowiemy, jeśli dojdzie do konfrontacji... Tajemnice, tajemnice, tajemnice... I choć sporo wyjaśniasz, nadal jest wiele intrygujących mnie rzeczy.
    Podsumowując - cudo i jeszcze zbieram szczękę z podłogi. Nieźle mnie zaskoczyłaś tym wszystkim, a ja lubię być zaskakiwana. Dawaj następny, bo ja umieram z ciekawości! Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Oj tam, jakie tam opóźnienie. Ja miewałam większe, więc nie masz za co przepraszać ani się tłumaczyć.
      Takie działania Barnesa musiały pociągnąć za sobą jakieś konsekwencje. Nikt nie lubi w końcu, gdy się go terroryzuje.
      Julie zbyt dużo do gadania nie miała. Jej ojciec podejmuje za nią decyzje i nawet gdyby chciała się zbuntować, on by jej to udaremnił.
      Mam nadzieję, że do końca opowiadania uda mi się wytłumaczyć wszystkie nurtujące cię kwestie :)
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  5. Zaraz, zaraz... Czy ja dobrze zrozumiałam? Juliette i Pensy to jedna osoba, która po prostu zmienia swój wygląd i na dodatek jest córką Barnesa? Tym chyba zaskoczyłaś mnie najbardziej jak do tej pory. Oczywiście nie dało się ukryć, że Julie jest częścią tego wszystkiego, a jej dziwne zachowanie podczas ostatnich kilku dni wyraźnie dało to do zrozumienia, jednak nie sądziłam, iż jest tak bardzo zaangażowana. Była postacią poboczną, teraz poniekąd wysunęła się na pierwszy plan. A ja przez jakiś czas sądziłam, że ma tylko jakieś wizje i to jedyna rzecz, która ją łączy z nadnaturalnym światem. W obecnej sytuacji naprawdę żal mi Willa, ponieważ tworzyli naprawdę udaną parę.
    Nie spodziewałam się, że zarówno Profesor, jak i parę innych osób chcą obalić rządy Barnesa. Powinnam się cieszyć, ponieważ to oznacza, że Cole nie będzie samotny podczas tej swojego rodzaju rewolucji, ale jednocześnie zaczęłam się obawiać o jego życie. Z tego co widzę, Barnes jest zdolny naprawdę do wszystkiego i chociaż Cole oraz jego sprzymierzeńcy mają dobre zamiary, mogą one ostatecznie spełznąć na niczym. Co nie zmienia faktu, że do samego końca będę wierzyła w szczęśliwe zakończenie tej historii.
    Zgodnie z moimi przypuszczeniami Tom był tylko kartą przetargową. Przykro mi z myślą, że został potraktowany w taki sposób, chociaż trzymał się z boku i nikomu nie przeszkodził. Mam nadzieję, że ostatecznie wyjdzie z tej sytuacji bez szwanku. No i Eris. Moja kochana, cudowna Eris. Myślałam, że jest bezpieczna, ale jednak ludzie Barnesa ją dorwali. I ta przemiana! Boję się, co teraz stało się z dziewczyną, w końcu - jak sama wspomniałaś pod koniec rozdziału - zmieniła się w "nowe, potężne stworzenie" i obawiam się, że na dodatek w tym stworzeniu zostało niewiele ludzkich uczuć.
    Oj, kochana, trzymasz w napięciu i zdecydowanie podkręcasz akcję na sam koniec :)
    Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie Julie i Pensy to dwie inne osoby. Może ja coś źle napisałam? Zaraz muszę to jeszcze raz przeczytać w wolnej chwili :)
      Dla Julie dość długo szukałam odpowiedniej roli i dopiero ta wydała mi się odpowiednia, chociaż nie jestem zadowolona, że jednak znalazła się w tej złej drużynie, bo sama zdążyłam ją polubić.
      Willa też mi jest żal, ale ktoś musiał odegrać rolę tego oszukanego. On mi tu pasował.
      W kwestii Toma oraz Eris milczę :)
      Co do zakończenia... Mam nadzieję, że uda mi się was zaskoczyć, bo takiego czegoś u mnie jeszcze nie było ;)
      Dziękuję i pozdrawiam! :*


      Usuń
  6. O ZGROZO!!
    Co za kataklizm! NIE ZABIJAJ TOMA,ANI WILLA, ANI COLE'A !! PROSZĘ :(((((((((((((((
    Bo będę płakać i będę wdową po raz 678798.
    Nie no, ja się gubię tutaj już w tym wszystkim, choć usilnie staram się zrozumieć xd Ale coś tam łapie...
    Mam nadzieję, że dasz szansę Cole'owi i Eris, bo jak nie to będzie OKROPIEŃSTWO I MASAKRA!
    Biedny Tom... Biedny... Dlaczego Oni go tak dręczą? :( To okropne.
    CO JULIE WYPRAWIA, JA SIĘ PYTAM???!!!!!
    O CO CAMAN???!!!
    Nie ogarniam :(
    WILL NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
    A zabij go! A spróbuj tylko!

    Czekam na kolejny rozdział !
    Życzę weny i pozdrawiam ^^
    PS. Zapraszam serdecznie, zwiastun :D
    http://www.youtube.com/watch?v=wHoY5o3eFr8
    I link :
    http://while-oblivion-with-you.blogspot.com/
    A ja pędzę na Ostatnie Tango <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę kogoś zabić, inaczej spać po nocach nie będę mogła :(
      Wpadnę do ciebie jak tylko znajdę wolną chwilkę i cieszę się, że masz ochotę czytać kolejne moje opowiadanie :D
      POzdrawiam!

      Usuń
  7. Jej! ^^ Idealnie wychodzi ci pisanie z perspektywy wielu postaci. O dziwo w ogóle nie gubię się w wydarzeniach i wszystko ma sens. Zresztą to jest niesamowite, jak potrafisz oddawać emocje każdego z bohaterów - jestem pod wrażeniem i zdecydowanie mam ochotę błagać cię o więcej. Tym bardziej, że zakończyłaś w takim momencie! Lepszego nie mogłaś sobie wybrać, aby zostawić mnie z takim niedosytem, że mam ochotę walnąć pięściami o ścianę z wkurzenia, by zaraz potem błagać cię o więcej! Zresztą wszystko, co przedstawiasz ostatnio wskazuje na zbliżający się punkt kulminacyjny, co mnie trochę przeraża, bo to sugeruje koniec, a ja jeszcze nie chcę, aby to opowiadanie się kończyło...
    Mam wrażenie, jakby Eris i Cole dobrali się tez pod względem tego, że oboje mają swoje ciemne osobowości, ukryte tam gdzieś w środku i czekające tylko na uwolnienie się. Zresztą ledwo Cole zapanował nad swoją, nadeszła zmiana i to Eris przestała być sobą. Nie powiem, ale ciekawi mnie, co z tego wyniknie i kto wyjdzie z tego cało? Mam nadzieje, że Tom przeżyje, a i że Will nie wplącze się w kłopoty, chociaż jestem ciekawa, jak w takim wypadku zareagowała by Julie? Nie spodziewałam się zresztą tego kim jest dziewczyna, ale jak widać do samego końca nas zaskakujesz... Cóż czekam na więcej! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Barnes jest ojcem Juliette? Ona z nim współpracuje? A może ją do tego zmusił? Bez jaj! Teraz wszystko jasne, te jej dziwne wizje. Kurczę, że też Cole musiał akurat wyjść. Może gdyby został, to obroniłby Eris, a tak to trafiła w ręce Barnesa. Niedobrze. Mam nadzieję, że uda mu się ją odbić. Na szczęście nie jest sam. Ma kilka osób po swojej stronie. Może ich bunt okaże się owocny. Oby tylko nie pogorszyli sprawy, bo jeśli się im nie uda, to Barnes pewnie im tego nie daruje. Szkoda mi Toma. On musi się tak nad nim znęcać? Mam nadzieję, że Tom wyjdzie z tego cało. Skoro ich ojciec widzi przyszłość, to zapewne wiedział, co się stanie. Dlaczego temu nie zapobiegł? Może nie miał pojęcia, jak. Samo dzwonienie do Toma na niewiele się zdało, jak widać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jakoś dziwnie się poskładało :D
      Długo, długo szukałam roli dla Julie i ta wydała mi się najodpowiedniejsza.
      Barnes nie należy do osób, które przymknęłyby oko na taki wyskok, więc występując przeciwko jemu grają tak naprawdę o wszystko.
      Znęcając się nad Tomem, może trochę odreagować to jak wykiwał go jego ojciec. Dlatego nawet, gdyby chłopak by się poddał i tak by go zabił. Takiej zdrady się nie wybacza.
      A skoro przy ojcu jestem, to on jeszcze nie powiedział ostatniego słowa :) Wszystko przewidział i może jeszcze zaskoczyć.
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz!

      Usuń
  9. na początku musze Cię ostrzec, że mój komentarz moze być przydługi, bezsensowny i nieskładny, ale to dlatego, ze czytałam rozdzial podczas oglądania skoków (tak, tak,możesz czuć się wyróżniona, bo oglądanie skoków jest dla mnie świętością :D) i teraz jestem wniebowzięta, bo zwyciężył Polak, a poza skokami to jeszcze wydarzenia z tego rozdziału wywołały prawdzowy mętlik w mojej głowie.
    No. A więc przede wszystkim jestem zszokowana i przerazona, bo urządziłaś tutaj prawdziwą rzeź niewiniątek i ja po prostu drżę o losy bohaterów, drżę, bo dobrze wiem do czego ty, potworze, jesteś zdolna i mam okropne wrażenie, że ty tutaj wszystkich wykończysz. Jedyną osobą, która póki co jest bezpieczna to Will, a to mnie cieszy, bo ja Willa kocham, ale i tak nie przestaję się o niego martwić i bać, bo jak Cię znam to nie oszczędzisz nikogo. Sadystko jedna.
    A więc zawiązała się mała grupka sprzeciwiająca się Barnesowi. Tylko, ze on jest mocny, zbyt mocny i zdaje się wiedzieć o wszystkim co się dzieje. Eris nie jest bezpieczna, Tom także nie, o Cole'u juz nie wspominając. Talent Julie, Will, ktory zmierzając za nią nieuchronnie wpakuje się w kłopoty i to wszystko ... naprawdę akcja w tym rozdziale mnie przerosła. Jesteś wielka. Ale jesteś też okrutna. Okrutnie okrutna.
    czekam niecierpliwie na kolejny, w nadziei, że jeszcze zmięknie Ci serduszko i ulitujesz się nad tymi biednymi duszkami :)
    P.S. Co z wolą przetrwania? Stęskniłam się za tamtym opowiadaniem :)
    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo za ten ponoć nieskładny komentarz :*
      I dobrze, że drżysz, bo ja jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa ^^ Will bezpieczny? Tutaj bym mogła się kłócić, ale niech ci będzie :D
      Ale, że ja sadystka? No co ty! Zdaje ci się ^^
      A Wola leży i kwiczy. Całkiem straciłam na nią wenę, choć mam nadzieję, że ona jeszcze wróci, choć też małe zainteresowanie działa trochę dołująco. Póki co na razie je sobie odpuszczam i chcę się skupić na Ostatnim Tangu, ale nie mówię jeszcze ostatniego słowa.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
    2. spróbuj tylko tknąć Willa, a przekonasz się co to zła TheNeverland. I nawet moje marne 1,62 m nie powstrzyma mnie od zrobienia Ci krzywdy :D
      co do Woli, to ja świetnie Cię rozumiem, zaczynam mieć podobnie z jednym z moich opowiadań, ale na szczęście muszę tam napisać tylko 3 rozdziały i finito, a ty Wolę prawie dopiero co zaczęłaś ... żal by mi było, gdybyś nie dobrnęła tam do końca, więc też mam nadzieję, że wena wróci. Na pewno. W końcu ostatnio ci ją wysłałam nie? kopniakiem :>

      Usuń
  10. Zawiodłam się na Julie. Miała możliwość, by przewidzieć jak uniknąć takiej sytuacji, a postąpiła odwrotnie. Zaskoczyłaś mnie, że jest córką Barnesa. Nie wpadłabym na to. Pewnie to ma największy wpływ na jej decyzje, ale szkoda, że nie potrafiła przeciwstawić się ojcu.
    Biedny Will, który jeszcze o niczym nie ma pojęcia. Ale bardziej szkoda mi Toma i Eris. Barnes oboje skrzywdził i jak chłopak ma zginąć, tak dziewczyna zostanie jego więźniem na zawsze. Mogę mieć tylko nadzieję, że okaże się na tyle silna, by nie dać sobą sterować. Skoro Barnes wydobył z niej potężne stworzenie, to może się przeliczył i nie da mu rady.
    Jeśli nie, to przynajmniej nadciąga Cole. Wreszcie się ocknął i zamierza postąpić właściwie. Dobrze, że nie jest sam i wśród ludzi Barnesa są tacy, co również przejrzeli na oczy i zamierzają mu pomóc. Oby udało im się zdążyć zapobiec przed katastrofą.
    Ciesze się, że już niedługo wszystko się wyjaśni, ale szkoda, że historia dobiega końca. Przyjemnie było czytać, zwłaszcza o Eris i Cole'u (nie ukrywam, że liczę na happy end tej dwójki ;D). Dobrze jednak, że nie rezygnujesz z nowych pomysłów i na tango niedługo również zajrzę.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, że znowu późno, ale od października pewnie będzie jeszcze gorzej.
    Rozdział długi i pełen różnych perspektyw, ale to dobrze.
    Miło, że Cole wreszcie znalazł jakiegoś sojusznika i - o ile nie okaże się to paskudną pułapką - spodziewam się, że wparują w sam środek tej zadymy, która zaczęła się pod koniec rozdziału. Tak samo mam wrażenie, że jeszcze Will się w coś wpląta, bo jak na razie to tylko on nie ma tu sprecyzowanej roli. Profesorek wydaje się jednak podejrzany, bo chyba rzeczywiście był zbyt pewny siebie i tego, że Cole mu zaufa.
    No ja wiedziałam, że poturbujesz Toma ;< Byłam pewna, że go zabiją, no ale teraz jest już dla niego jakaś nadzieja. Zdziwił mnie za to fakt, że Juliet jest córką Barnesa. Podejrzewałam, że ona ma jakieś zdolności i zastanawiałam się, dlaczego jeszcze jej nie "zwerbowali", no i teraz mam wyjaśnienie.
    Nie dociera do mnie jeszcze, że to już koniec i ciekawa jestem, czym nas jeszcze zaskoczysz. Chociażby tą przemianą Eris na końcu... W sumie to dobrze, że czytam z takim opóźnieniem, nie będę musiała długo czekać na ciąg dalszy ;d
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. Dobra, Monia, może jestem dziwna, ale tak długo się zbieram do tego komentarza, że już mnie szlak trafia! Naprawdę, tysiąc razy otwierałam Twojego bloga, wpuszczałam sobie tę wspaniałą, najlepszą na świecie piosenkę, ale nie potrafiłam sklecić słowa! Więc błagam, nie spodziewaj się niczego niesamowitego, ok? Pewnie mi nie wyjdzie, buuu :(
    Chwila, muszę sobie przypomnieć, co było w poprzednim rozdziale!
    Tak, wiem.. troszkę się pogubiłam z Tomem. Bo on tak nagle znalazł się w tej pułapce, że nie wiedziałam jak to się stało, ale potem ogarnęłam, iż sam wyruszył na poszukiwania Cole'a. Nie rozumiem jego ojca. Dlaczego go tam nie ma? Czemu się poddał? Nie ruszył wraz ze starszym synem? Przecież jeśli chciałby naprawić to, co zepsuł, to powinien był właśnie tak postąpić. A on ani me, ani be. Pozwolił, by drugi syn się narażał. Tak nie postępuje ktoś, komu zależy na rodzinie ;x
    W ogóle dalej nie rozumiem, co wspólnego z tym wszystkim miała matka chłopaków. Niby chodziło jedynie o to, by zemścić się na ojcu chłopców, ale czy aby na pewno? W momencie, w którym ten człowieczek powiedział do Toma, że tak samo patrzyła na niego jego matka, pomyślałam sobie, że może on był w niej zakochany, czy coś, a przez to, iż była w związku z tatuśkiem Toma, to wszystko nie wyszło? No wiesz, różne rzeczy się dzieją, a ja ostatnimi czasy mam dość dziwne skojarzenia i wizje. Ekhem...
    Jeśli chodzi o samego Cole'a. Powiem tak: przeznaczenia nie da się oszukać, co ma się wydarzyć, to się wydarzy. Tak więc nawet starania chłopaka się nie udały, Eris i tak została odnaleziona. Nieźle sobie to wymyśliłaś. Zapowiedziałaś, że będzie tutaj zaskakująca końcówka, jak nie u Ciebie, a wszystko wskazuje na to, iż ich wszystkich tam pozabijasz, naprawdę. Ja się spodziewam, że albo zginie Eris, albo Tom, albo co gorsze - Will (jego, blagam! nie tykaj!) bo tak to zawsze u Ciebie ginęli główni bohaterowie i to męscy. Może teraz będzie odmiana jakaś? :P
    I na końcu zwrócę uwagę na Julie. Nienawidzę jej całym sercem! Jak mogła tak perfidnie oszukiwać Willa? Jak mogła brać w tym wszystkim udział?! Może i to jej ojciec, ale przecież jest dobrą dziewczyną. W głębi serca nie chciała tego wszystkiego robić! Gdyby tylko wiedziała, że przez to zagrożone będzie życie Willa. Ale czy ona tego nie wie? Skoro wszystko widzi, to powinna to przewidzieć! I powinna go ostrzec, powinna wszystko powiedzieć. Wydawało się, że tak bardzo go kocha, że jest z nim szczęśliwa. Kłamstwo za kłamstwem. A może to ona zginie? Kurcze, chyba na to najbardziej bym przystała, naprawdę! ^^ Głupia bloni ;/
    No, więc podsumowując. Chyba nie muszę mówić, że nieźle mi namieszałaś w głowie. Ja teraz nie mam pojęcia, jaką Ty końcówkę szykujesz, naprawdę! Przestrzegasz, że coś innego, więc już się boję. Może w ogóle ojciec Cole'a wszystkich ich w powietrze wysadzi? Byłoby grubo xd I ta intryga między wszystkimi... No cud, miód i majonezik! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze, że cię tu widzę, bo choć nie mogę dodać komentarza na twoim blogu, to chociaż tutaj jasno i wyraźne dam ci znać, że absolutnie nie zgadzam się na twoje odejście, ot co! Nie mam pojęcia, co wyczynia u ciebie blogger, ale niech ma się na baczności jak się nie uspokoi!
      No i jak już się wyżyłam, to mogę spokojnie podziękować za cudowny komentarz! W sumie naprawdę nie wiem, co mam ci tutaj odpisać. Jak zwykle wszystko bezbłędnie przeanalizowałaś.
      Ojczulek wszystko ma zaplanowane - tyle mogę powiedzieć, żeby za bardzo nie zdradzić kolejnego rozdziału :)
      W przypadku matki chłopców w dużej mierze chodziło właśnie o zemstę. I to szeroko rozumianą. Tutaj zostawiam wolną drogę - każdy może sobie dopasować coś co mu najbardziej odpowiada ;)
      Ej, nie zawsze wszystkich zabijam! Czasami się ograniczam do kilku niewinnych owieczek :D To zakończenie będzie inne, mimo że i tak nieco je zmieniłam.
      Oj, strasznie surowo oceniasz Julie, ale nie przeczę, że sobie na to zasłużyła.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. Ojej, czyżby Will również miał się znaleźć na miejscu, gdzie są teraz Tom i reszta? Tyle bliskich osób Cole'a w pobliżu Barnes może doprowadzić do tego, że chłopak podda się jego woli, mimo że ma po swojej stronie sojuszników. No chyba, że ten Profesor ma jakiś genialny plan.
    Czyli Julie faktycznie ma moc jasnowidztwa, a co więcej jest córką Barnesa :O W ogóle się tego nie spodziewałam, sądziłam że jedyną rolą dziewczyny jest bycie dziewczyną Willa, a tymczasem zgotowałaś mi taką niespodziankę. Jak ona mogła nie pomóc Tomowi, kiedy widziała, co się z nim dzieje?! Dobrze, że przynajmniej obok była Pansy, która w porę zareagowała, powstrzymując swojego szefa przed zabiciem mężczyzny.
    Czyli to Conor dotarł w poprzednim rozdziale do Eris. Końcówka bardzo niepokojąca, aż nie mogę się doczekać, co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy