środa, 17 lipca 2013

Rozdział 24


Cole

    Co ja wyprawiałem? Co ja do diabła wyprawiałem?! Powinienem zadzwonić po Conora, gdy tylko odnalazłem dziewczynę w lesie. Ucieszyłby się, że dokonałem tego tak szybko. Zadanie zostałoby wykonane, mógłbym odebrać zasłużoną nagrodę. Tymczasem wcale nie miałem na to ochoty. Najmniejszej. Wbrew wszystkiemu zabrałem ją ze sobą, włamałem się do jednego z pobliskich domów, które wciąż czekały na swoich nowych właścicieli, ułożyłem ją na kanapie, okryłem ciepłym kocem i nie miałem zielonego pojęcia, co począć dalej. Nie taki był plan. Czemu to wszystko na siłę przeciągałem? Co chciałem tym osiągnąć? Czułem, że wariuję i pogrążam się coraz bardziej. Przestałem nad sobą panować, nawet racjonalne myślenie przychodziło mi z coraz większym trudem. Słowa opuszczały moje usta, nie czekając na przyzwolenie. A przecież byłem normalny. Kiedyś. Dziewczyna wcale nie rozwiała moich obaw. Gdy tylko się ocknęła była przerażona, a mi... Mi się to cholernie podobało. Chciałem, aby się bała. Szaleństwo. Czułem dziwną satysfakcję, obserwując jak trzęsie się ze strachu, niepewnie zerka na mnie i w stronę drzwi. Wiedziałem, że pragnie uciec, a na to pozwolić jej nie mogłem. Wpakowałbym się przez to w jeszcze większe bagno, niż do tej pory.
    Przysiadłem obok niej, a ona odskoczyła jak oparzona. Okrutny uśmiech sam pojawił się na moich ustach. Widziałem jak drży i usilnie poszukuje wyjścia z całej tej sytuacji. Zabawne, w moich snach to zawsze ona pełniła rolę drapieżnika. Pojawiała się raz po raz pod postacią białej wilczycy, wyduszając ze mnie ostatnie tchnienie. Teraz była bezbronną ofiarą, która toczyła walkę sama ze sobą. Jej oczy ją zdradzały. Ciemność czaiła się w nich, gotowa zaatakować, gdyby tylko dziewczyna straciła wolę walki. Byłem świadkiem takiego ataku w lesie. Obserwowałem z uwagą, jak jej jasne, zielone tęczówki ciemnieją i przybierają barwę węgla. Trwało to tylko chwilę, bo moje pojawienie się ją zdekoncentrowało, a raczej zmyliło moc drzemiącą w tym niepozornym ciałku. Dało dziewczynie szansę  na wygranie pojedynku.  Bez tego by sobie pewnie nie poradziła. Barnes miał rację. Ona była naprawdę potężna. Inaczej, była przykrywką dla stworzenia o potężnych zdolnościach, które nieposkromione lub niepokierowane w odpowiedni sposób może nawet zniszczyć obecny świat. Mężczyzna dostrzegał w niej tylko tą drugą stronę. A ja? Co ja w niej widziałem? Tak, to było dobre pytanie, które pochłonęło mnie bez reszty. Może zabierając ją z lasu działałem podświadomie, tak naprawdę pragnąc wykorzystać jej umiejętności na własną korzyść? Przecież byłbym niezniszczalny, gdybym tylko przejął nad nią kontrolę. To była kusząca opcja, ale chyba nie do końca poprawna. Czułem, że to nie o to w tym wszystkim chodzi. Moje wahanie nie zostało spowodowane chęcią władzy. Ona może i ważna, dla mnie nie miała większego znaczenia. Nie, kiedy mogłem znowu choć przez krótką chwilę samodzielnie myśleć. Bo innym razem cichy, nieproszony głosik w mojej głowie podpowiadał mi, że jest jednak ona priorytetem. Teraz tak nie uważałem. Czego więc zatem pragnąłem? Co zamierzałem? 
     Bardziej zobaczyłem, niż poczułem własną dłoń unoszącą się w górę i palce chwytające delikatnie zbłąkany kosmyk ciemnych włosów dziewczyny i układające go na właściwe miejsce. Były takie delikatne, takie aksamitne... Nie myślałem, ale nikt też nie narzucał mi swoich myśli. Byłem wolny i mogłem robić, co chciałem. Czemu zrobiłem akurat to? Spojrzała na mnie z niedowierzaniem, a w jej  oczach zamigotało pytanie. Nie umiałem jej na nie odpowiedzieć. Cholera, co się ze mną działo? 
     Zerwałem się na równe nogi i wypadłem z pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Serce nagle zaczęło bić znacznie mocniej, a krew szumiała w uszach. Czułem się źle. Naprawdę źle. Tak jakby nieznana choroba niespodziewanie ogarnęła cały mój organizm, a jej zapalnikiem była ta niepozorna dziewczyna. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, więc musiałem przysiąść przy ścianie. Zamknąłem oczy i natychmiast je otworzyłem, bo w ciemności przed sobą widziałem tylko jej twarz. Drobne rysy, różane usta, duże oczy o barwie lasu deszczowego, otoczone wachlarzem ciemnych rzęs. Nigdy tak nie było, nigdy nie doświadczyłem podobnego uczucia. A przecież miałem kontakt z innymi ludźmi. Pensy była sympatyczna, dużo mi pomagała, lecz banalnie łatwo było ją zranić i odtrącić. Jej siostra również chciała dobrze, ale bezpodstawne znienawidzenie jej stanowiło błahostkę. Enyo? Ona była intrygująca. Podobała mi się, nawet popisywałem się przed nią, aby zwrócić jej uwagę na siebie, ale to nie mogło się równać z tym, co teraz działo się w mojej głowie. To było nieprawdopodobne. Moje usta na nowo ułożyły się w uśmiech, a z gardła wydobył się szaleńczy śmiech. Czy na pewno należał do mnie? Bo dźwięk ten mnie przerażał, przeszywał do głębi. Musiałem się upewnić. Przygryzłem zaciśniętą pięść, aby go stłumić, po czym niezdarnie podniosłem się do pozycji stojącej i ruszyłem przed siebie korytarzem. Odbijałem się od ściany do ściany, nie mogąc złapać równowagi, aż w końcu dotarłem do łazienki. Wpadłem do środka, rozpaczliwie chwytając się umywalki, aby znowu nie wylądować na podłodze. Spojrzałem w lustro i zamarłem. To nie mogłem być ja. Przecież przed sobą widziałem czubka, który urwał się z psychiatryka. Szaleństwo w jego oczach było przerażające. Może i miał moją twarz, moje oczy, ale strasznie zniekształcone. Jakby ktoś dla żartu postawił mnie przed krzywym zwierciadłem w cyrku i wmawiał, że to właśnie prawdziwe lustro. Musiałem to z siebie zmyć. Gwałtownym ruchem odkręciłem kran, a gdy wreszcie popłynęła z niego lodowata woda, nabierałem ją garściami i wcierałem w skórę. Potem na nowo spojrzałem w lustro, a on tam dalej był. Woda z mokrych włosów spływała po jego twarzy, moczyła ubranie. Wcale mu to nie przeszkadzało, on dalej się uśmiechał, jakby z siebie bardzo dumny. Naśladował mnie, kpił ze mnie? Musiałem się go pozbyć! Zamachnąłem się i wymierzyłem mu cios zaciśniętą pięścią. Jego postać zamigotała, a potem rozdzieliła się na kilka części. Teraz było ich więcej. Osiem typków znowu na mnie patrzyło, zanosząc się śmiechem. Zamachnąłem się znowu i znowu. Oni musieli przestać istnieć. Coś ciepłego i zarazem lepkiego spływało po mojej skórze, ale nie przejmowałem się tym. Liczyło się, że oni maleją, że krwawią! Każdy z osobno oblany był czerwoną cieczą. 
     Chciałem uderzyć jeszcze raz, ale coś mi to uniemożliwiło. Ktoś przytrzymał moją rękę przed oddaniem ostatecznego ciosu. Na nowo zagotowałem się ze złości. Odwróciłem się na pięcie, zamierzając ukarać tego, kto ośmielił się mi przeszkodzić i zobaczyłem ją, a wtedy wszelkie negatywne uczucia natychmiast wyparowały. Poczułem się niesamowicie spokojny, jakby ktoś wyciągnął ze mnie całe zło lub przełączył odpowiedni przełącznik. 
- Przestań! Co ty wyprawiasz?! - krzyknęła autentycznie przerażona. Chwyciła mnie za dłoń i zbliżyła ją do mojej twarzy, abym mógł na nią spojrzeć. Cała była uwalana krwią. Moją? Czy ich? Z porozcinanych miejsc wciąż płynęły strużki czerwonej substancji.- Widzisz, co robisz? Dlaczego się kaleczysz? 
     Przygryzła wargę i natychmiast się odsunęła, jakby speszona tak nagłą bliskością. 
- To oni zaczęli... - bąknąłem, czując się całkiem zdezorientowany. Patrzyłem to na własną dłoń, to na umywalkę i rozbite lustro umazane tą samą barwą. Czy to naprawdę ja zrobiłem?
- Chodź - mruknęła, chwytając mnie za zdrową rękę. Podprowadziła do zlewu, odkręciła na nowo wodę i zaczęła opłukiwać nią poranione miejsca. Jak małemu dziecko. Potem obwiązała ją kawałkiem jakiegoś znalezionego materiału. Unikała mojego spojrzenia, zbyt skupiona na swoim zadaniu. Długo milczała, a ja nie widziałem powodu dla którego miałbym jej przeszkadzać. Po chwili westchnęła i schyliła się po największy, ocalały kawałek szkła. Najpierw sama na niego zerknęła, a potem zbliżyła go do mojej twarzy i czekała. Uważnie mi się przyglądała, a gdy nie doczekała się żadnej reakcji, uśmiechnęła się delikatnie. - Widzisz? To tylko twoje odbicie, nic więcej. A to moje. Jestem Eris, a ty jesteś...
- Cole - odpowiedziałem bez wahania. Przecież to było takie proste. Nagle wszystko wróciło. Wszelkie wspomnienia zaczęły układać się na swoje miejsca. Emocje powoli zaczęły się klarować. Wiedziałem już kim jestem i co mam zrobić, choć pewność ta była okropnie ulotna.  



Eris

     Kiedy wybiegł z pokoju miałam idealną okazję, aby uciec. Nawet już dotarłam do schodów, a stąd była prosta droga do wyjścia, ale nie potrafiłam tego zrobić. Coś mnie zatrzymało w pół drogi i wtedy usłyszałam huk, potem kolejny i kolejny. Nie mogłam zostawić go samego sobie, choć zostając pewnie narażałam się na niebezpieczeństwo. Może i był przerażający, ale sprawiał też wrażenie strasznie zagubionego. Jak ja sama. I choć czułam, że pewnie przyjdzie mi za to słono zapłacić, postanowiłam zawrócić. Pomogłam mu. Widziałam walkę jaką musiał stoczyć sam ze sobą, aby odpowiedzieć na proste pytanie, a potem utrzymać tą pochwyconą normalność. Nie mogłabym go odrzucić, gdy już dostrzegłam to cierpienie i nieme błaganie rysujące się w jego oczach. Zostałam z nim, uświadamiając sobie, że im dłużej do niego mówię, tym spokojniejszy się staje. Dlatego opowiadałam o rzeczach, które nie miały żadnego znaczenia, pomijając wszelkie tajemnice. W międzyczasie odkryłam w tym pożytek dla samej siebie, bo nawet siła, która się mną rządziła, zamilkła, jakby zasłuchana.
- Dlaczego to robisz? - Pytanie rzucone w przestrzeń. Nie miało konkretnego odbiorcy. Kierowałam je zarówno do chłopaka, jak i do samej siebie. Myślałam, że tym razem odnajdę na nie odpowiedź, a Cole  mnie zlekceważy. On jednak westchnął i poruszył się niespokojnie. Nie widziałam jego twarzy, bo skrywał ją mrok nocy. W ciemności ledwo dostrzegałam jakieś kontury, mimo że chłopak siedział tuż obok mnie. Ta bliskość powinna mnie odstraszać, ale tym razem wyjątkowo mi nie przeszkadzała.
- Nie wiem. Wcześniej wydawało mi się to po prostu właściwe - mruknął niewyraźnie. Kanapa zaskrzypiała cicho, gdy zmienił pozycję.
- A jak jest teraz? - dociekałam. Ucieszyłam się, że zaczął ze mną rozmawiać i miałam zamiar to pociągnąć tak długo, jak się dało, aby czegoś się o nim dowiedzieć.
- Inaczej. - Uśmiechnęłam się sama do siebie. Tak dobrze go rozumiałam. Zbyt wiele rzeczy w moim życiu przybrało inny, nieoczekiwany bieg.
- To co zrobimy? - Zamilkł. Milczał znacznie dłużej, niż mogłabym się tego spodziewać. A gdy myślałam, że już się nie odezwie, nagle pochylił się w moją stronę tak, że nasze twarze znalazły się blisko siebie. Widziałam w jego oczach niebezpieczne iskry, którymi cechowało się wcześniejsze szaleństwo. Wstrzymałam oddech, czekając na jego ruch.
- Przecież to proste - szepnął, uśmiechając się złowróżbnie. Chciałam się odsunąć, ale nie miałam żadnego pola manewru. Był zbyt blisko mnie, a tuż za mną znajdowała się ściana. - Mam cię zaprowadzić do pana Barnesa, więc właśnie to zrobimy. Pójdziemy tam.


Tom

- To są chyba jakieś jaja! - Deszcz zacinał z okrutną upartością już od około godziny i nie zapowiadało się, aby miał szybko przestać. Dodatkowo niebo raz po raz przecinały jasne błyskawice, a ogłuszające huki trzęsły domem. Nikt normalny w taką pogodę nie wyściubiłby nosa na zewnątrz, a mój ojciec oczywiście dalej tkwił przy podjeździe i uparcie wpatrywał się w okno salonu. Chciał wzbudzić we mnie poczucie winy? Jeżeli tak, to udało mu się. Mógł być z siebie dumny. Zresztą Will również. Osiągnął to do czego długo dążył, o co prosił mnie kilka godzin wcześniej. Jakbym nie miał już dostatecznie dużo problemów!
     Zarzuciłem na ramiona kurtkę i wybiegłem na dwór, prosto w ścianę deszczu. Chciałem to mieć już za sobą. Porozmawiać, a potem szybko zapomnieć i wrócić do swojego dawnego życia.
- Masz pięć minut - rzuciłem obojętnie, gdy ojciec wreszcie zwrócił na mnie swoją uwagę. Przystanąłem tuż przed werandą, zakładając ręce na piersi w obronnym geście. Nie chciałem, aby pomyślał, że już mnie kupił.
- Może wejdziemy do środka? - zaproponował mężczyzna. - Ta rozmowa powinna zostać tylko między nami.
     Zacisnąłem zęby i ustąpiłem mu miejsca, aby mógł wejść do domu. Gdy już to zrobił, natychmiast poczuł się jak u siebie. Zdjął przemoczony płaszcz i rzucił go na wypłowiałą pufę stojącą w kącie przedpokoju. Tak jak za dawnych lat, tak jakby późniejszych wydarzeń w ogóle nie było. Z trudem przełknąłem ślinę i odgoniłem złość. Postanowiłem, że za wszelką cenę zachowam spokój i nie dam się mu sprowokować. Skoro powiedziałem już a, to powinienem to kontynuować.
     Mężczyzna niespiesznie przeszedł do kuchni, nastawił wodę na herbatę, a gdy napój był już gotowy, wrócił do salonu i opadł na kanapę. Ja stanąłem przed nim, nie zamierzając sprawiać żadnych pozorów.
- Twój czas mija - przypomniałem, zerkając na zegarek wiszący na ścianie i przytupując nogą z niecierpliwością. Nie chciałem przebywać w jego towarzystwie dłużej, niż było to konieczne. On westchnął, odłożył kubek z parującym napojem na stół i zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.
- Zmieniłeś się - rzucił w końcu po dłuższym milczeniu. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.
- To z całą pewnością nie twoja zasługa - prychnąłem z irytacją.
- Tom, daj spokój. Po co ta ironia? Przecież mówiłem ci, że miałem ważny powód, aby zachować się  właśnie w ten sposób. Chyba nie uwierzyłeś w tą gadkę, którą wam zaserwowałem, gdy odchodziłem? Naprawdę myślałeś, że mógłbym mieć dość któregokolwiek z was? Jesteście przecież moimi dziećmi. Nie wyparłbym się was, nawet gdybyście byli najgorsi na całym świecie.
- To po co to wszystko? - dociekałem.
- Aby was chronić - westchnął. - Nie sądziłem, że sprawy przybiorą taki obrót i moje działania na nic się nie zdadzą. Przez własny lekceważący stosunek zapomniałem, że oni zawsze osiągają, co chcą.
- Nie rozumiem - przyznałem, kręcąc głową. W końcu opadłem na fotel, postanawiając wysłuchać do końca tego, co ma mi do powiedzenia. - Jacy oni?
- Potwory. Moja przeszłość. Ludzie, którzy zamordowali twoją matkę, aby mnie ukarać. - Łzy zabłysły w jego oczach, a on nawet nie starał się ich ukryć. Ból był aż nazbyt widoczny na jego twarzy. Wyglądał potwornie, jak pokonany człowiek, który rezygnuje z walki oraz dalszego życia. Musiałem odwrócić wzrok. Skąd miałem wiedzieć czy to tylko nie jakaś sztuczka, która miała zamydlić mi oczy? A jednak jego słowa wydawały się być szczere. Zbyt długo nie potrafiłem go ignorować.
- Przecież to było samobójstwo - próbowałem oponować, ale kolejne spojrzenie, które posłał w moim kierunku natychmiast zamknęło mi usta.
- Nie bądź naiwny. Przecież to wszystko było tylko grą! Zwykłą zagrywką, która miała mnie złamać - zaszlochał. Płakał jak małe dziecko, a ja nie wiedziałem jak mu pomóc. Zrobiło mi się go naprawdę szkoda. - I wiesz co? To wszystko na nic! Tyle osób zginęło na darmo, bo oni i tak dopięli swego!
- Czyli? - spytałem, choć chyba znałem już odpowiedź na to pytanie i absolutnie nie chciałem przyjąć jej do wiadomości. Mimo to z niecierpliwością oczekiwałem na ciąg dalszy.
- Mają Cole'a.



No to przedstawiam wam kolejny rozdział i to nawet szybciej, niż myślałam. Trzeba wam jakoś wynagrodzić ten miesiąc przerwy ;) Co do rozdziału... Powoli zbliżamy się do punktu kulminacyjnego. Kto liczył na nagłe ozdrowienie Cole'a ten musi czuć się zawiedziony. Jeszcze trochę się poznęcam nad tymi moimi biednymi bohaterami. Rozmowa Toma z ojcem zbyt wiele wiadomości nie dostarczyła, ale to dopiero początek. Jej ciąg dalszy już w kolejnym rozdziale. Więc trochę cierpliwości ;)



16 komentarzy:

  1. No, ale cię naweniło! Mam wrażenie, że ten rozdział był nieco dłuższy niż zwykle, ale może to dlatego, że tym razem dałaś nam 3 perspektywy ^^.
    Chyba faktycznie zbliża się punkt kulminacyjny i jestem go ciekawa, ale z drugiej strony troszkę żałuję, bo to oznacza też, że wktótce koniec opowiadania :(. No ale mam nadzieję, że je dokończysz, bo bardzo bym chciała poznać ciąg dalszy ^^.
    A więc Cole jednak ma jakieś przebłyski ^^. Może nie jest całkowicie uleczony, ale mam wrażenie, że obecność Eris dobrze na niego działa, i przy niej czuł się nieco bardziej sobą. Choć ta scena z lustrem ukazuje, jak bardzo jest zagubiony i jakby troszeczkę obłąkany. Żal mi go, co się z nim porobiło. Jest zaledwie cieniem dawnego siebie.
    Dobrze, że Eris jednak nie uciekła, tylko z nim została. Ona chyba też lepiej się przy nim czuje (swoją drogą, niepokoi mnie ta jej dodatkowa zdolność, o której jeszcze dość niewiele wiadomo). No ale może razem uda im się coś wymyślić? Oby tylko Cole znowu nie poczuł tej pustki, która każe mu postępować wbrew sobie. Wgl po poprzednim rozdziale nie myślałam, że on ją zabrał do jakiegoś przypadkowego domu, byłam pewna, że zaciągnął ją do tamtych kolesi.
    Ogólnie bardzo fajnie wyszło ci opisywanie rozterek postaci, zarówno Cole'a, jak i Eris. Moim zdaniem dobrze się w nich wczułaś, przez co tekst wyszedł naturalnie i był ciekawie napisany.
    Widzę też, że Tom wreszcie zdecydował się porozmawiać z ojcem. Myślałam, że jeszcze długo każe mu tak stać pod domem, ale jednak nie ;). Choć nadal mam wrażenie, że mu nie wierzy i doszukuje się w jego historii jakiegoś drugiego dna. Ale może ojciec faktycznie chciał ich chronić, i dlatego musiał im powiedzieć takie, a nie inne rzeczy?
    Niewątpliwie jest to trudna sytuacja dla wszystkich. Ale ciekawe, czy Tom uwierzy w to, co się stało z Colem, i czy będą go szukać albo coś? Znowu urwałaś w takim momencie... No nic, czekam na kolejny, bo jestem bardzo ciekawa, jak to się potoczy dalej. Robi się coraz bardziej napięcie i intrygująco ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Ano naweniło porządnie ^^ I mam nadzieję, że już tak zostanie na dłużej, bo chciałabym skończyć to opowiadanie.
      Co do Cole'a, to obecność Eris jest zarówno dla niego czymś dobrym, jak i potwornym. I odwrotnie ;) Ale to już wyjdzie w dalszej części. Nie chce niczego teraz zdradzać.
      Tom musiał porozmawiać z ojcem, aby całość ruszyła do przodu, choć teraz tego nie widać tak bardzo. I choć jeszcze nie do końca mu wierzy, to i tak zrobił duży krok do przodu. Will mógłby być z niego dumny.
      W każdym razie bardzo się cieszę, że rozdział ci się spodobał. Starałam się, hah.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Co też się dzieje z tym Cole'm. Zwariował do reszty, choć w tym rozdziale pojawiły się jakieś przebłyski jego dawnego ja, niestety tylko na chwile. Szczerze mówiąc, ta scena, gdy zbijał to lustro była przerażająca :P Jakby mu całkowicie odbiło :P Przy Eris się widocznie uspokaja, powinien z nią spędzać jak najwięcej czasu :D Dobrze, że Eris z nim została, a nie uciekła, choć ja bym na jej miejscu na pewno zwiała. Cieszę się, że Tom w końcu porozmawiał z ojcem, choć na razie wiele z tej rozmowy nie wynikło, także czekam na kolejny rozdział (:
    Punkt kulminacyjny? Już? Tak szybko? :( Z jednej strony cieszę się, że wszystko się wyjaśni, a z drugiej nie chcę, by już kończyła to opowiadanie >:
    Weny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeeeeestem !! ;)
    Mocno jesteś na mnie zła? Dość długo mnie tu nie było, ale to tak, jak u wszystkich. Mimo to przepraszam! :(
    Wszystkie rozdziały nadrobilam, ale Skomentuje tylko ten, bo jak zwykle muszę lecieć dalej! ;)
    Ty sadystko niewyzyta ! Xd
    Nie no, to taki zarcik :D
    Jak na razie nikogo ważnego nie zabiłaś o.O
    Ooo ! Aż żem zdziwiona ! xd
    No... To w końcu Cole i Eris się spotkali! Jupi!
    Może w niezbyt dobrych okolicznościach, ale zawsze xd :)
    I widać , że Cole coś zaczyna czuc ! Tratata ;D
    On wariuje :( To jak sam siebie bił... Brr !
    Dreszczyk!
    Dobrze, że Eris była w pobliżu i, że nie zwiala !
    Ja to tu czuwam, aż coś będą między sobą mieli!
    Rzeczywiście rozmowa Toma z ojcem dużo nie wyjaśniła... Ale poczekamy ;)
    Czekam na kolejny rozdział, życzę weny i pozdrawiam ^^
    PS. Na Titanicu pojawił się nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wróciłam z wycieczki rowerowej i nie mam sił na długi komentarz. Tym razem proszę o wybaczenie. :)

    Cóż mogę rzec.... Jak zawsze, rozdział bardzo mi się podoba. Jest zgrabny, przyjemnie się czyta. Nic mu nie brakuje: każdy opis, słowo, zdanie mą doskonałe. A szerzej: opisy są poetycko piękne, każde słowo niesie ze sobą moc. Akcja też się nie wlecze.

    Ciekawa jestem, jak rozwinie się znajomość Eris i Cole'a. Poznali się w warunkach raczej mało sprzyjającym nowym znajomościom, ale zawsze to spotkanie. :-)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Może komentarz zacznę od końcowych wydarzeń.
    Tak też myślałam, że wtedy mówili o ojcu Cole,a i Toma. Cieszę się, że Tom w końcu postanowił go wysłuchać, bo może dzięki temu inaczej spojrzy na ojca. Bo w końcu jakby nie było jest to członek jego rodziny. Mam nadzieję, że jeszcze wyjawi jakieś tajemnice, o których wcześniej nic nie zostało wspomniane (chociażby tę dziwną więź między Eris i Cole'em lub tajemnicę Eris).
    Co do Cole'a to tak też myślałam, że co za szybko to niezdrowo. Ale zawsze pozostaje nadzieja. Bo jednak przez jakiś czas udało mu się odnaleźć dawnego siebie (nawet ta, swoją drogą, świetna scena przed lustrem, dowodziła, że nie akceptuje w pełni tego nowego ja, że to nie jest on). Z tego względu czekam na dalsze rozwinięcie akcji w tym temacie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. uaaaa, co za rozdział! Ja już czuję, że wynagrodziłaś długą nieobecność poprzednim razem, oj bardzo ;)
    Jezu, nawet nie wiesz, jakie było piękne to co zaszło między Cole'm a Eris, tam w łazience! może i ktoś powie, że daleko temu do wątku miłosnego, ale jak dla mnie, biorąc pod uwagę ich dotychczasowe relacje, a raczej ich brak, to jednak było coś :D i Eris, która nie uciekła, tylko została z nim, by mu pomoc... co prawda, nie jestem pewna, czy nie będzie tego jeszcze załować, ale cicho sza! na razie się porozpływam, a ty najlepiej to zignoruj, bo niestety romantyczna strona mnie często bierze górę :D
    A ojciec Toma i Cole'a... hmm. Zaskoczyło mnie że to wszystko to jego wina. I ile on wie? czy tyle, by pomóc Cole'owi? Mam nadzieję, że dalszy ciąg ich rozmowy rozjaśni wszystko, także czekam niecierpliwie!
    Trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiesz, chociaż uwielbiam Eris - jest moją ulubioną postacią, co zapewne powtarzam już kolejny raz - to jednak muszę przyznać, że postać Cole'a wykreowałaś znakomicie. Ciężko jest opisać chaos panujący w głowie, tymczasem początek rozdziału, przedstawienie myśli chłopaka, jego zachowanie... To wszystko było niesamowicie obrazowe i dlatego chylę przed Tobą czoła. Tak jak się w sumie spodziewałam, Cole nie przeszedł tak całkowicie na "ciemną stronę mocy". Gdyby tak było, od razu zabrałby Eris do Barnesa, tymczasem coś kazało mu ukryć się w tym pustym domu. Poza tym prawdziwy Cole wyraźnie próbuje walczyć z tym nowym, obłąkanym, czerpiącym przyjemność z cierpienia drugiej osoby. Byłam naprawdę przekonana, że jedna ta dobroć w nim przeważyła, że prawdziwy Cole się obudził i przebił przez tamtą mgłę, ale niestety. Eris chyba zbyt wcześnie mu zaufała. Ale kto wie, co się jeszcze po drodze wydarzy? Przecież brunetka dysponuje ogromną mocą, może właśnie ona przejmie kontrolę i zadecyduje nad kolejnymi wydarzeniami.
    Cieszę się, że ostatecznie Tom zdecydował się dać szansę swojemu ojcu. Owszem, ten drugi próbował zwrócić na siebie uwagę w dość upierdliwy sposób, ale na całe szczęście ten sposób okazał się skuteczny. Zgodnie z przewidywaniami, to wszystko ma związek z Barnesem i całą resztą, na dodatek ojciec chłopaków najwyraźniej dobrze ich zna. Więc to również oni zamordowali jego żonę? Dlaczego? W co takiego jest zaplątany, że musiał porzucić własne dzieci i po prostu odejść, a na powrót zdecydował się dopiero teraz? Oj, intrygujesz ;)
    Czekam na ciąg dalszy <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Nareszcie!! :)
    Do czego tak dokładnie potrzebna jest im Eris? Ją też będą torturować tak, jak Cole'a, aż stanie się taką posłuszną maszyną, jak on? Oj, nie życzę jej tego. Lubię ją, nooo! I masz jej tak nie robić! Może spróbują obudzić jej prawdziwą naturę, ten głos, który ciągle się w niej odzywa. Ech, z Cole'm chyba jest coraz gorzej. To, co zrobił z lustrem tylko to potwierdza. Nic dziwnego, o tym wszystkim, co przeszedł... A więc to oni zamordowali mu matkę. Przykre. Ale może lepsze to niż świadomość, że mogła popełnić samobójstwo. Czyli ich ojciec o nich wiedział! Ale skoro chodziło im o Cole'a, to przecież odejście od rodziny i tak w niczym by nie pomogło... No i nie pomogło. Mógł przy nich zostać i tak ich chronić.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wkurzyłam się! Tak się rozpisałam, a tu krótkie spięcie w komputerze i cały komentarz zniknął... I jak ja mam go teraz odtworzyć? Cóż muszę zacząć od nowa...
    Co prawda Cole nie dostąpił całkowitego ozdrowienia, ale i tak cieszę się z tego częściowego. Dzięki Eris okazuje się, że nie jest on na tak bardzo straconej pozycji, jak to się wydawało na początku. Zdecydowanie dziewczyna ma na niego dobry wpływ, ale nie znaczy to, że najlepszym dla niego obecnie miejscem jest wariatkowo. Wiem, wiem nie jest to zbyt optymistyczne podejście, jednak jego psychika jest niczym pokręconego szaleńca. W sumie mam nadzieję, że Eris da sobie z nim radę... Jeśli zaś właśnie chodzi o nią. Miała tak prostą drogę ucieczki, mogła być już wolna (zapewne nie na długo, ale zawsze), ale ona mimo wszystko zaprzepaściła tą okazje i ruszyła pomóc chłopakowi. Cóż to pokazuje, że mimo swojej ciemnej strony, którą nawet Cole dostrzegł w jej wnętrzu, jest ona naprawdę "dobra". Jejkuś cieszę się, że podjęła ona taką, a nie inną decyzję, nawet jeśli może się to dla niej nie najlepiej skończyć. W sumie liczę na to, że Cole w porę się opamięta i w najgorszej chwili pomoże Eris..
    Tom w końcu postawił ten jeden, odpowiedni krok w stronę dowiedzenia się, co stało się z jego bratem. Nie sądzę jednak, aby ta wiedza była czymś, co ma przynieść mu szczęście, a wręcz przeciwnie. Co prawda chłopak dowie się w końcu, gdzie jest Cole, ale mam wrażenie, że jednocześnie wmiesza się w sprawy, które nie mogą przynieść mu żadnych korzyści. Poza tym zastanawia mnie tak właściwie, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim ojciec chłopaków? Mam nadzieję, że treści ciągu dalszego tej rozmowy się dowiem. Tak więc czekam na więcej! Rozdział wprost genialny, tym bardziej, że dałaś tu zarówno perspektywę Cola jak i Eris i nie czuję się tak, jakby któregoś z tej dwójki mi brakowało. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale się porobiło!
    Po pierwsze pochwalę się, że moim głównym podejrzanym na tajemniczego faceta, o którym wspominał Barnes był właśnie ojciec Cole'a i Toma. Ha, chyba miałam rację, przynajmniej tak wynika ze słów mężczyzny. Dobrze, że udało mu się szczerze porozmawiać z Tomem, a on spróbował go wysłuchać, bo razem jakoś wyciągną Cole'a z tego bagna, w które się wpakował. Mam nadzieję, że ojciec braci już coś zaczał działać w tej sprawie, w końcu czas ucieka. Ciekawe, co jeszcze wyjawi w dalszej rozmowie. Że też musiałaś ją tak urwac :P
    A co do samego Cole'a i Eris, to robi się coraz ciekawiej. lub tajemnicę Eris). Byłam pewna, że chłopak od razu zaprowadzi ją do Barnesa, a tak mieli szansę porozmawiać na osobność, w miarę przytomnie (może nie od razu, ale zawsze coś). Myślałam też, że dziewczyna wykorzysta okazję i zwieje, ale znów zaskoczenie, że postanowiła zająć się chłopakiem i już widać jak dobry ma na niego wpływ. Szkoda tylko, że Cole to uparciuch i jednak chce ją zaprowadzić do tych ludzi. Przecież to straszna głupota! Niech on przejrzy na oczy, bo potem będzie za późno. Barnes z pewnością nie wypuści tak łatwo dziewczyny i będzie miał świetną szansę na zrealizowanie swoich chorych planów. Niedobrze, niedobrze.
    Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  11. cieszę sie że Tom dopuścił wreszcie do siebie ojca. Kurde, wydaje sie ten tatusiek podlamany, ale jakoś tak wierze w niego. I ale sie zelektryzowałam czytajac o Cole'u i Eris! Normalnie oni razem to odjazd , a te szaleństwo Cole'a no obłęd:) aż ciary mnie brały.

    Jak jeszcze coś u mnie czytasz zapraszam na nowy fragment.

    OdpowiedzUsuń
  12. jej, już myślałam że zapomniałaś o mnie:) ale wiem, wiem, wiem o bo chodzi z czasem. Sama odczuwam skutki bolesne jego braku. Blogi te co mi telefon sobie z nimi poradzi chociaż mogę poczytac w pracy ale jak wracam to czasem tylko padam na twarz i koniec nie. Dlatego dzięki że znalazłaś chwilkę:) ostatnio marudzę bardzo na te swoje pisanie. Jakoś tak wiarę straciłam, mętne mi sie to zdaje:( marudzę nawet swojemu facetowi żeby mi czytal i mówił co źle:D

    OdpowiedzUsuń
  13. No żesz w mordeczkę jeżyka, Monia, jak ja mam czytać, jak dodałaś sobie moją ukochaną piosenkę, co?! Ja muszę śpiewać, a nie czytać! Dowaliłaś, naprawdę -.-
    I w dodatku dowaliłaś z Cole’em!. Ja serio myślałam, że tym razem może okażesz trochę sympatii swoim bohaterom i nie będziesz ich torturować, a tu kaszana. Kurcze, ciekawie to wszystko opisałaś. Nagła zmiana w zachowaniu Cole’a. Jego stan był tragiczny. Taka bitwa z samym sobie, wewnętrzne rozterki. Walka pomiędzy prawdziwym „ja” a „ja”, które wszczepili we mnie ludzie, którzy mnie torturowali (chyba wcieliłam się w tym zdaniu w Cole’a, wybacz ;d). Z jednej strony nie jestem zadowolona z tego, że jednak chłopak nie dał za wygraną i się nie ugiął, ae z drugiej strony… No, rzeczywiście, byłoby to troszkę naciągane. Tak nagła zmiana zdania dlatego, że zobaczył dziewczynę? Niewątpliwie ona jakoś na niego działa. Podejrzewam, że to coś typu „Hancook” i ta jego laska, czy Yin i Yang. Jedno nie może istnieć bez drugiego, a oba się uzupełniają. Z tym, że jeśli to jest a la Hancook, to będzie kiszka, bo przecież oni się wyniszczali nawzajem! Więc może lepiej, żeby Eris trzymała się z daleka od Cole’a? A gdyby on był mądry, to też by już dawno uciekł. Tyle, że jak, skoro mu namieszano w głowie? Oj, ma poważny problem chłopak…
    Jeśli chodzi o ojca, to jest tak, jak podejrzewałam. To on jest wszystkiemu winien i w dodatku to przez niego zginęła matka chłopaków. A Cole obwiniał za to siebie. Kurcze, ale paradoks. Nie był winien niczego, a się zamęczał. Ciekawe, jak by zareagował teraz na tę wieść. Mam nadzieję, że się o tym dowie i to przeważy szalkę na niekorzyść tych świrusów od Barnesa! I wtedy Cole się zbuntuje i weźmie ze sobą Eris. A razem zniszczą ten ich cały grajdołem i wszystko się skończy szczęśliwie!
    Taaa, takie rzeczy to na pewno nie u Ciebie -.- Podejrzewam, że Cole zginie, bo lubisz uśmiercać swoich bohaterów, ale może tym razem będzie to ktoś inny? Oby nie WILL! Czyli pewnie Willa zabijesz… Ehhh! Monia, Monia…
    A szablon rzeczywiście cudowny *.* Aż się chce patrzeć. I nie żebym śpiewała cały czas "Impossible"... :D

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj;)
    Wow... Naprawdę jestem pod wrażeniem... I co ja mam teraz powiedzieć oprócz tego, że na pewno uszczęśliwiłaś tą niedobrą cześć mnie? Cole się pogrąża, a jego szaleństwo mnie tez wciąga. Czyżby miał więcej wspólnego z Eris niż przypuszczałam? Dziwne wydaje się to ich powiązanie... jakby przeznaczenie na siłę próbowało poplątać ich losy. Cole fascynuje. Ten moment z lustrem... Aż się wzdrygnęłam, ale w pozytywnym sensie. Naprawdę jestem ciekawa, co z nim dalej i jak daleko sięgnie jego szaleństwo. W każdym razie wielkie brawa za taką kreację. Jestem pełna podziwu, bo ja sama tak nie potrafię...
    No i nadal zostaje Eris. Tym razem pozwoliłaś ją ujrzeć oczami Cole'a i bardzo mnie to cieszy. Znowu ujrzałam ją z innej perspektywy... To, jak zmienia się jej wygląd, gdy walczy ze sobą - dobry pomysł. Ciekawe, czemu nie uciekła... Te uczucia... Genialnie opisujesz jej uczucia, które w jakimś stopniu ją do Cole'a przywiązują. Po prostu cudo!
    Tak czułam, że śmierć matki Cole'a to nie samobójstwo, ale że tatuś tyle o tym wie... Zapowiada się interesująco ta ich rozmowa;)
    Podsumowując, cudo, cudo, cudeńko i więcej poproszę;) Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  15. Szczerz napisawszy, to powoli przestaję nadążać za stanami emocjonalnymi Cole'a, coraz częściej odnoszę wrażenie, że jest dwoma osobami jednocześnie i każda z tych osób toczy walkę o przejęcie nad nim całkowitej kontroli, a scena z lustrem była tego idealnym przykładem. Ogólnie muszę napisać, że jestem naprawdę pod wielkim wrażeniem tego, jak ukazujesz postać Cole'a, jego kreacja wyszła Ci znakomicie, świetnie ukazałaś jego szaleństwo, które nie sposób ogarnąć jemu samemu, a co dopiero postronnej osobie.
    Między Cole'm, a Eris jest jakaś specyficzna więź i jestem ciekawa, czy wynika one z jakiegoś powiązania ich mocy, czy też zauroczenia sobą nawzajem. Eris mogła uciec, a jednak została, by pomóc chłopakowi, co zdecydowanie ukazuje, że nie traktuje go jako wroga, mimo tego że ją porwał.
    Brawa dla Toma za wpuszczenie ojca do domu! Zdecydowanie podjął dobrą decyzję i teraz przynajmniej dowie się jakiś konkretów.

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy