sobota, 25 maja 2013

Rozdział 21




Cole

     Patrzyłem w brązowe oczy mężczyzny siedzącego przede mną, nie mogąc pojąć co jest w nim takiego niesamowitego, powodującego, że inni się go boją. Według mnie był po prostu zwykłym, przeciętnym człowiekiem w średnim wieku. Nie wyróżniał się niczym niezwykłym poza tłumy podobnych ludzi, których spotkałem na swojej drodze. Mimo, że nasłuchałem się mnóstwa dziwnych, czasami nieprawdopodobnych plotek na jego temat, nie czułem strachu. Już prędzej zainteresowanie tym, co miał mi do powiedzenia.
- Mam nadzieję, że pan O'Brien wszystko ci wytłumaczył na temat naszej małej społeczności? - Bez słowa skinąłem głową, licząc po cichu, że to wystarczy. Co prawda Conor oprowadził mnie po budynku, opowiadając trochę o wszystkim, na co tylko zwróciłem uwagę, a on to wychwycił, ale wciąż o wielu rzeczach nie miałem pojęcia. W sumie była w tym również moja wina, bo nie pytałem o nic, choć wiele pytań cisnęło mi się do głowy i miałem okazję, by poznać na nie odpowiedzi. Wciąż nie wiedziałem jak powinienem zachowywać się w stosunku do Conora. Niby zachowywał się przyjaźnie, ale czy mogłem mieć pewność, że nie podłoży mi nogi, gdy tylko stracę czujność? Miałem potężny mętlik w głowie, który ani na moment nie ustępował. - To dobrze, będziemy mogli od razu przejść do dużo ważniejszych rzeczy. Otóż, pewnie zastanawiasz się z jakiego powodu się tu znalazłeś, prawda?
     Wzruszyłem ramionami. Owszem, byłem ciekawy, co kierowało tymi ludźmi i jakie było w tym moje zadanie, ale wolałem zachować milczenie. Miałem takie prawo, prawda? Liczyłem na to, że pan Barnes wykaże się dużą cierpliwością, a przynajmniej ciut większą od tej, na którą mogłem liczyć od strony Conora czy innych, których miałem niebywałą przyjemność już tu spotkać.
- Conor pewnie zdradził ci, czego od ciebie wymagam, czyż nie? Przynajmniej bardzo ogólnikowo. Postaram się zatem wyjaśnić to trochę jaśniej. Bo widzisz, wszystko zaczęło się dobre kilkanaście lat temu. Jako dużo młodszy człowiek byłem uważnym obserwatorem i widziałem wszelkie niedociągnięcia, których dopuszczał się ówczesny rząd. Były to z pozoru takie błahe drobnostki, ale wiedziałem, że ich nagromadzenie może wywołać wiele nieprzyjemności dla zwykłych, szarych obywateli. Chyba właśnie wtedy zdecydowałem się, że gdy tylko będzie to możliwe będę starał się coś z tym zrobić. Taka okazja nadarzyła się dopiero jakieś dziesięć lat temu. Byłem wtedy już dużo bogatszy i rozpocząłem przygotowywać sobie grunt pod to, co widzisz obecnie wokoło siebie. Właśnie wtedy na swojej drodze spotkałem pewnego człowieka. Niezwykłego człowieka, pragnę dodać. Pewnie zainteresowałaby cię jego historia, ale nie jest to temat naszej rozmowy. W każdym razie miał on pewne zdolności, których nigdy wcześniej u nikogo nie widziałem. Potrafił bowiem przewidzieć przyszłość. Nie, nie był kolejnym krętaczem, którzy ogłaszają swoje ponoć cudowne dary w miejscowych mediach. On naprawdę widział, to co miało się wkrótce wydarzyć. Wszystko o czym mówił, faktycznie miało swoje miejsce w wyznaczonym terminie. Byłem zafascynowany możliwościami, które posiadał, więc nawiązaliśmy współpracę. Mężczyzna miał pomóc mi odnaleźć więcej ludzi jego pokroju. Potrzebowałem ich, aby przejąć władzę i wprowadzić nowy porządek na świecie. Wiedziałem już, co powinienem zrobić, aby obywatelom pod moimi rządami żyło się dużo lepiej. Najpierw nawet próbowałem dojść do wszystkiego właściwą drogą, lecz polityka rządzi się własnymi prawami, często bardzo nielogicznymi. Nie miałem ochoty uczestniczyć w tym wyścigu szczurów, dlatego postanowiłem zdobyć swoje siłą. Nie zamierzałem jednak uciekać do mordowania niewinnych ludzi. Byłoby to niezwykle marnotrawstwo, chyba się ze mną zgodzisz, prawda? Na szczęście nowy współpracownik wskazał mi jak osiągnąć wszystko, co chciałem inna drogą. Pracowało nam się bardzo dobrze, osiągnęliśmy potęgę. Był użyteczny, aż do pewnego momentu. Sześć lat temu zaczęliśmy szukać najodpowiedniejszego sposobu na zadanie ostatecznego ciosu. Swoich ludzi mieliśmy już wszędzie, gdzie tylko się dało. Brakowało tylko jednego, ostatniego elementu, który uwieńczyłby nasze starania. I właśnie w tym momencie mężczyzna zawiódł moje zaufanie. Dostąpił wizji, którą się ze mną nie podzielił. Do tej pory nie rozumiem czemu to zrobił. Może myślał, że nigdy się o tym nie dowiem? Aby mi to dodatkowo uniemożliwić, uciekł. Chciał chronić swoich bliskich, ale nie zdawał sobie sprawy, że jego starania są daremne. Głupiec, zapomniał, że ja zawsze osiągam, co tylko chcę i nic mnie nie powstrzyma. Zabiłem jego najbliższą przyjaciółkę i jej męża, aby dać mu wyraźne ostrzeżenie, przedsmak tego, do czego jestem zdolny. Oczywiście on się tym przejął, długo nie mógł pogodzić się z taką stratą, ale dalej ukrywał przede mną to, czego tak bardzo pragnąłem. Nawet śmierć ukochanej nie zmusił go do powrotu do mnie. Wyjechał z kraju, licząc, że dam mu spokój i nie skrzywdzę już resztki jego rodziny. W sumie miał rację. Nie skrzywdziłem jej, bo wreszcie dostałem to, co chciałem. Połowicznie. Przez cały ten czas chodziło tylko o dwoje ludzi. Jedno z nich siedzi przede mną.
     Barnes urwał, patrząc na mnie z wyczekiwaniem. Pewnie chciał, abym jakoś to skomentował, ale ja milczałem, próbując ułożyć sobie wszystko w głowie. Pobudki, którymi kierował się mężczyzna były zrozumiałe i nawet w jakimś stopniu je popierałem. Przerażało mnie jednak to, do czego był on zdolny w imię własnych racji. Zamordować trójkę niewinnych ludzi, aby tylko pokazać komuś kto tu rządzi? Bestialstwo. Szaleństwo. Zastanawiałem się kim był owy tajemniczy mężczyzna, który tak bardzo naraził się temu tyranowi.  I co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- To właśnie ty byłeś częścią wizji, której doświadczył mój były współpracownik - rozwiał moje wątpliwości Barnes. - Drugą częścią była ta dziewczyna. Razem doprowadzicie do mojego zwycięstwa.
     Mężczyzna wyjął z szuflady biurka kartkę papieru i przekazał mi ją. Jak później się okazało była to fotografia. Zdjęcie młodej, pięknej dziewczyny. Ciemne włosy otaczały jej drobną twarz, płynąc w dół kaskadą grubych fal oraz kontrastując z dużymi, intensywnie zielonymi oczami. Wydawało mi się, że skądś ją już znam, ale nie potrafiłem stwierdzić, skąd.
- Twoje zadanie polega na odnalezieniu jej i przyprowadzeniu do siedziby, do Dowództwa. Tylko w takim wypadku moja długoletnia misja będzie miała szansę ukończyć się powodzeniem. W zadaniu pomogą ci twoje własne umiejętności, których przedsmak zaprezentowałeś na naszej kochanej Aconitum. Nie jesteś jeszcze ich w pełni świadom, ale to powinno się zmienić lada dzień, a może nawet w ciągu kilku najbliższych godzin.
- Jakie umiejętności? - wtrąciłem, nie do końca pojmując, czego mężczyzna ode mnie wymaga. Nie czułem się niezwykły, a on właśnie chyba to mi sugerował. Chciałem wyprowadzić go z błędu, ale obawiałem się jego reakcji.
- Masz wpływ na moce innych. Możesz je wyzwolić, zablokować, kontrolować, wzmocnić lub osłabić. Możesz zrobić komuś krzywdę samą tylko myślą lub wpływać na ich działania. Masz dostęp do ich mózgu, ich myśli. To potężny dar, Cole. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz, prawda? Chyba nie chciałbyś, aby komuś stała się krzywda? Komuś na kim bardzo ci zależy?
     Groźba. Niezbyt subtelna. Wcale mi się to nie spodobało. Zacząłem gorączkowo zastanawiać się, komu mógłbym zaszkodzić, odmawiając mężczyźnie wykonania zadania. Co prawda nie przychodziło mi nic do głowy, ale to wcale nie oznaczało, że nikogo takiego nie ma. Ktoś był. Na pewno. Nie miałem wyjścia, musiałem zgodzić się na wszystko, czego Barnes ode mnie wymagał. On chyba o tym wiedział, bo uśmiechnął się paskudnie z wielkim samozadowoleniem. To on był tutaj górą, a ja musiałem dalej grać w grę, którą mężczyzna stworzył. Nic tego na mnie nie wymusiło, sam podjąłem decyzję. Otępienie, które doskwierało mi przez kilka ostatnich dni, zniknęło. Na krótką chwilę znów byłem sobą, choć wspomnienia nadal były dla mnie niedostępne.



Tom

         Will nie uwierzył w moją nędzną wymówkę. Widziałem to po jego minie i sposobie w jaki na mnie patrzył. A jednak pozwolił mi wyjść, za co byłem mu niebywale wdzięczny. Juliette nie dałaby się tak łatwo przekonać bez jego pomocy. Gdy wychodziłem, dostrzegłem jej zmartwioną minę i przez moment miałem przemożną ochotę wrócić do środka. Szybko jednak zwalczyłem w sobie ten impuls.
     Oczywiście nie zamierzałem wracać do sklepu, odłożyłem wszelkie obowiązki na później. Musiałem najpierw przemyśleć wiele rzeczy, a samotność miała mi w tym pomóc. Powoli przemierzałem ulice, które z każdą chwilą robiły się coraz bardziej puste. To dobrze, wmawiałem sobie. Tylko dlaczego czułem się tak niepewnie we własnej okolicy? Gdzie podział się cały optymizm spowodowany wieczornym spacerem? Od domu dzieliło mnie tylko kilkanaście metrów. Już z daleka widziałem jego jasne ściany oraz żywopłot, który odgradzał go od ulicy. Czemu więc niepokój znowu się nasilił? Przyspieszyłem kroku, aby szybciej dostać się do środka. Liczyłem na to, że właśnie tam znajdę poszukiwany spokój. Dopiero będąc na werandzie spostrzegłem coś nietypowego, coś co od razu rzuciło mi się w oczy. Frontowe drzwi były bowiem otwarte na oścież. Nie, na pewno nie zostawiłem ich w takim stanie. Owszem, ostatnio byłem rozkojarzony, ale doskonale pamiętałem, jak przekręcałem klucz w zamku, a potem chowałem go do kieszeni spodni. Nadal się tam znajdował, co utwierdziło mnie w moich przekonaniach.
     Ostrożnie zbliżyłem się do wejścia, ale w środku było zbyt ciemno, abym jednoznacznie mógł ocenić sytuację. Powinienem zadzwonić na policję i zgłosić włamanie. A może to tylko fałszywy alarm? Może naprawdę zapomniałem zamknąć tych drzwi i otworzył je zwykły przeciąg? Przecież kilkakrotnie  w przeszłości już się tak zdarzyło. A może... Nie, to nie możliwe. Cole? Czyżby wreszcie wrócił? On nigdy nie przejmował się takimi drobnostkami. Musiałem tam wejść i to sprawdzić.
      Powoli przekroczyłem próg i zacząłem szukać dłonią przycisku na ścianie. Gdy światło rozbłysło, poczułem się dużo pewniej, ale nie na tyle, aby stracić czujność. Przemierzałem kolejne pomieszczenia, dokładnie się po nich rozglądając. W żadnym nie widziałem nawet najmniejszego śladu włamania. Wszystko było na swoim miejscu, w idealnym porządku. Odetchnąłem z ulgą, śmiejąc się w duchu z własnej, nieco przesadzonej paniki. Właśnie wtedy dotarłem do kuchni.



19 komentarzy:

  1. Przeczytałam ^^.
    Naprawdę dziwny ten facet. Z jednej strony miał motywację, żeby zmienić coś na świecie, ale z drugiej, chyba nie zabiera się za to w zbyt przyjemny i właściwy sposób. Wykorzystuje do swoich celów ludzi obdarzonych nadprzyrodzonymi zdolnościami i nie postępuje zbyt uczciwie, skoro ich zmusza do współpracy i im grozi.
    Wgl, ta jego opowieść była troszkę zbyt ciągła, facet cały czas nawijał przez niemal pół rozdziału, ale lepiej wyglądałoby, jakby były jakieś pauzy, w których coś by było opisane albo coś, bo to aż nienaturalne, żeby ktoś jednym ciągiem tyle gadał ^^. Nie no, może się czepiam troszkę, no ale ogólnie to rozdział mi się podoba. Zresztą, kiedy mi się nie podobało? Teraz już wiemy, dlaczego Cole. To pewnie z powodu tej wizji, w której się pojawił, ale co do tego ma Eris? Może jej zdolności także są im potrzebne. Fajnie, że przybliżyłaś też talenty Cole'a, tylko skąd ten facet znał je aż tak dokładnie, skoro nie wie tego sam Cole?
    W każdym razie, zastanawia mnie, czy on spełni powierzone mu zadanie i odnajdzie Eris? Ogólnie ich sytuacja nie rysuje się za dobrze, bo jeśli chłopak odmówi, kogoś z jego bliskich mogą spotkać kłopoty, a jeśli się zgodzi, to i tak nie gwarantuje mu, że będzie okej.
    Wgl, z tym Tomem też niepokojąco, czyżby to ktoś od nich wdarł się do jego domu? Urwałaś w takim momencie... xDD
    Ogólnie było świetnie, jak zwykle dużo barwnych opisów i coraz więcej wyjaśnień ^^. Bardzo lubię to opowiadanie ;).
    Wgl, menu ci się przerzuciło nie na tą stronę, co trzeba ;P. Majstrowałaś coś przy szablonie? Bo czasem rzeczy lubią przeskakiwać do drugiej kolumny, wtedy trzeba wejść w "układ" i z powrotem przełożyć tam, gdzie powinno być, i zachować ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Mężczyzna zdecydowanie do najzdrowszych umysłowo nie należy :P Możliwości władzy całkiem przyćmiły mu zdrowy rozsądek.
      Wiem, wiem opowieść wypadła strasznie i pewnie przydałyby się jakieś przerywniki, ale gdy pisałam ten rozdział dopadł mnie potworny wenobrak, a od dodania ostatniego rozdziału minęły już 2 tygodnie i nie chciałam zwlekać dłużej. Mam nadzieję, że przymkniecie na to oko.
      Choć z drugiej strony czy ja wiem czy to takie nienaturalne? Ja jak się rozgadam, to gadam jeszcze więcej i nie dopuszczam nikogo do głosu xD
      Wszystko na temat Cole'a i Eris było zawarte w tej wizji, do której jeszcze nie raz wrócę ;)
      W ogóle cieszę się, że lubisz to opowiadanie ^^
      No właśnie z menu mi się coś poprzestawiało i nie da się tego przestawić! Strony nie chcą wrócić na swoje miejsce. Muszę chyba jeszcze raz wrzucić kod, może to pomoże.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. "Nawet śmierć ukochanej nie zmusił go do powrotu do mnie." - "zmusiła"
    A ja zacznę tak nietypowo, czyli od końca. Po pierwsze czemu tak krótka perspektywa Toma, no? Tak jakoś dobrze mi się czytało, siedząc w jego główce! A Ty tak szybko przerwałaś -.- I w dodatku w jakim momencie! Szczerze mówiąc to ja mam pewne swoje przypuszczenia. A mianowicie tak mi się wydaje, że to może ojciec Cole'a przyszedł do domu? Bo w końcu nie na darmo o nim wspominałaś w opowiadaniu. Nie dzwonił bez powodu. Może przyszedł naprawić, co zepsuł? Jakoś odpłacić synom za to, co im zrobił? Tom wtedy nie byłby zbytnio zadowolony.
    I będąc już przy ojcu Cole'a. Nie wiem czemu, ale czytając o tym, że ten dziwny, psychiczny profesorek, który od początku wydawał mi się zbyt szalony, zabił przyjaciółkę człowieka, który mu pomagał, pomyślałam o matce Cole'a. W końcu sama się nie zabiła chyba. Tak jakoś towarzyszy mi przeświadczenie, że nie zrobiła tego z własnej woli przynajmniej. Może się mylę, może rzeczywiście próbowała przez to ratować syna, ale no... Może z kolei to jest pomyłka i ona po prostu została zabita? Nie ukrywam, że bardzo by mi to do wszystkiego pasowało.
    Ten profesorek mnie troszkę przeraża. Jest taki... inny. I niebezpieczny. Może wydaje się być miłym, ale zdecydowanie taki nie jest. A przynajmniej nie w moich oczach. Ludzie jego pokroju zawsze są niebezpieczni i nie ma co do tego wątpliwości. Ja osobiście bym mu nie ufała. poza tym mówił tak ogólnikowo... Ciekawe, czy to rzeczywiście był ojciec Cole'a czy ktoś inny. No, ale tego się dowiem w następnych rozdziałach, mam nadzieję;D
    Nie mniej jednak łącze to wszystko ze sobą. A dziewczyna... To jest tajemnica. Ona nie ma nikogo, prawda? Więc może także miała pewne powiązania z tym człowiekiem, który pomagał szaleńcowi? Może ma powiązania krwi z Cole'em? kto wie, wszystko się może zdarzyć. Zwłaszcza u Ciebie ;d
    Wiesz co, doczepię się tylko do jednego. Za krótko, no! Czemu tak krótko ? :( Nie zdążyłam nawet herbaty wypić, bo tak szybko przeczytałam! A ja chciałabym długo i długo!!!
    Ale cieszę się, że był Cole! ;d Bo wiesz, że Twoje postaci mnie po prostu uzależniają o.O Jak Boga kocham (a kocham bardzo!), Neid jest chyba jedną z niewielu postaci z opowiadań na blogu, które kojarzę, a nie są z żadnego serialu czy książki. Nie mam głowy do nazwisk, ani imion, ale Twoi bohaterowie po prostu wrzynają się w pamięć! Więc, kurcze... Podoba mi się to i chcę jak najwięcej Cole'a! ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Czemu perspektywa Toma taka krótka? Powód jest banalny: nie mogłam już bardziej rozbudować tego fragmentu, nie tracąc tak fajnej końcówki. Wiem, jestem straszna ^^
      Ale ty nie jesteś lepsza! Wynocha z mojej głowy, bo zacznę wrzeszczeć! Nie powiem ci, w którym momencie masz rację, ale ją cholerka masz! Nie ze wszystkim oczywiście, bo to byłoby już zbyt niepokojące ^^
      Szefunio nie jest miłym człowiekiem. Jest wariatem posiadającym pod sobą wielu innych wariatów i ludzi będących na dobrej drodze do zwariowania.
      Ja kiedyś sama pisałam, że wszystko jest ze sobą powiązane i kilka wyjaśnień rozwiąże cały worek z tajemnicami ;) Właśnie to się w tym momencie dzieje.
      Eris nie ma na całym świecie już żadnej rodziny, a co do jej powiązań z tajemniczym człowiekiem... Milczę. Za dużo byś chciała od razu wiedzieć :P
      Ano właśnie krótko! Sama jestem przerażona długością tego rozdziału, ale jednocześnie cieszę się, że udało mi się cokolwiek z siebie wycisnąć. Następny będzie może dłuższy. Przynajmniej się o to postaram ^^
      I strasznie mi miło, zwłaszcza przez te ostatnie słowa :) Ja sama strasznie się przywiązuje do swoich postaci, choć może tego nie widać przez to jak je traktuje xD
      Cole'a będzie jeszcze dużo ^^
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Jak mogłaś tak to zakończyć? w takim momencie?! Ale ja chyba już wiem, kto to odwiedził Toma ^.^ Ale najpierw zacznę od początku!
    No w końcu! Wyjaśnienia! po prostu uwielbiam ten rozdział, bo w końcu coś się wyjaśnia! Facet, który porwał Cola (jakkolwiek się nazywał xd) próbuje przejąć władze nad światem! dokładnie tak jak Pinki i Mózg xd Normalnie jest taki szlachetny, że aż ryczę za śmiechu. Bo inni źle sprawują władze, a on chce to naprawić. Co za bzdury! na pewno dba o własne pragnienia, a nie o innych ludzi. wystarczy popatrzyć na to, co zrobił dla Cola. Normalnie szlachectwo ocieka z niego...
    Ciekawił mnie ten facet, który przewidział przyszłość. on żyje prawda? czai się gdzieś tam i próbuje zmienić bieg przyszłych wydarzeń. czyżby to był Jeremy? bo teoretycznie to do niego pasuje. Zmienił Eris w wilka, aby uniemożliwić jej przebudzenie, cały czas ją ukrywa. hmmmm
    Zdolności Cola mnie zdziwiły. jest ich tyle, że ho ho. czytać w myślach... to bardzo przydatne na sprawdzianach ^.^ szkoda, ze nie będę mogła wykorzystać tych jego zdolności xd
    A teraz końcówka. mam cię zamiar kiedyś za nią zabić xd choć tak w sumie to się domyślam, kto to mógł być. oprócz otwartych drzwi nie znalazł tam niczego niepokojącego. nikt niczego nie ukradł, ani nie zdemolował domu. więc są tylko dwa wyjaśnienia - albo to Cole, albo ten ich przeklęty ojciec. ech domyślam się, ze nie wyjawisz mi prawdy...
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Takie końcówki są już moim znakiem firmowym.
      No, ale i wyjaśnienia się pojawiły, więc chyba nie macie na co tak bardzo narzekać :)
      Ej! Też to oglądałaś? Haha. Pamiętam jak kilka lat temu co niedzielę musiałam obejrzeć każdy odcinek i nie mogłam przeboleć, że nigdy tym biednym szczurkom nie udało się zdobyć świata :D
      Barnes jest szaleńcem, któremu nieźle poprzestawiało się w łepetynie. Wmówił sobie, że wszystko co robi, to dla dobra ludzi, ale to guzik prawda i tyle.
      Były współpracownik Barnesa żyje ;) Nie zdradzę ci kim jest, bo by było po zabawie, ale chyba idzie się domyśleć.
      Mówiłam, że Cole jest niesamowity ^^ Tylko nie może czytać w myślach wszystkich. Jedynie tych, którzy są obdarzeni jakimiś zdolnościami.
      Reszta będzie w przyszłych rozdziałach
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ech, znowu kończysz w takim momencie, że po prostu mam ochotę Cię rozszarpać! ;D Widzę, że lubisz trzymać nas w niepewności. Ale dzięki temu jeszcze bardziej nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
    Trochę się obawiałam tej rozmowy Cole'a z Profesorem, ale ostatecznie nie było tak źle. To znaczy... Na pozór. Jakby nie patrzeć, Barnes jest dosyć tajemniczym człowiekiem; w każdym razie cholernie się go boję. Z jednej strony wydaje się bardzo uprzejmy, niemal przyjacielski, a z drugiej, jak widać, jest zdolny do wszystkiego. Ta jego niezbyt subtelna groźba sprawiła, że dreszcz przebiegł mi po plecach. Swoją drogą wreszcie się dowiedzieliśmy, jakie moce posiada Cole i muszę przyznać, że faktycznie są potężne. Do tej pory nie do końca rozumiałam, co się stało wtedy z Aco, ale Cole najwyraźniej zablokował jej umiejętności, wykorzystując je przeciwko biednej dziewczynie. I co, teraz to samo ma zrobić z Eris? Bo przecież to ją ma jak najszybciej odnaleźć i przyprowadzić do dowództwa. Swoją drogą Eris będzie chyba zaskoczona jego widokiem, przez co może dać się łatwo złapać w pułapkę. Pewnie nie podejrzewa zwykłego chłopaka o nieczyste zamiary. Ale cóż, zobaczymy, jak to będzie.
    Jestem strasznie ciekawa, co takiego Tom zastał w swojej kuchni... Ale przecież... Cholera, to mi bardzo przypomina tę sytuację z jego mamą, kiedy Cole znalazł ją martwą. Tylko co teraz dokładnie się stało? Ktoś wyraźnie był w tym domu, może to Barnes zostawił Tomowi jakieś ostrzeżenie dotyczące Cole'a, żeby go np. nie szukać? Nie mam zielonego pojęcia, to tylko moje domysły.
    Trzymasz nas w ogromnym napięciu, uwielbiam to. Twoje opowiadanie w dalszym ciągu znajduje się na liście moich ulubionych :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Oj, zdecydowanie lubię was trochę podręczyć denerwującymi końcówkami.
      Drobne sprostowanie Profesor i Barnes to nie jest ta sama osoba :) Profesor jest znacznie sympatyczniejszy i niekoniecznie zgadza się ze wszystkim, co dzieje się wokół niego.
      Dobrze, że się Barnesa boisz, bo on jest naprawdę nieprzewidywalny! W jednej chwili jest uprzejmy i miły, a w następnej wyskakuje z jawnymi groźbami i to nie takimi rzuconymi na wiatr.
      Pisałam kiedyś, że Cole jest niesamowity ^^ W całej tej akcji ważniejsza jest Eris, ale jeżeli oceniać tylko potęgę, to raczej rządzi :D
      Z Aco było dokładnie tak jak piszesz. Cole zablokował jej umiejętności i odbił je w stronę dziewczyny, a to było niebezpieczne.
      Co do Eris... No tego to ci na razie nie zdradzę. Ale długo czekać nie będziesz musiała na rozwiązanie tej zagadki.
      To samo tyczy się końcówki z udziałem Toma :) Niedługo już wszystko się wyjaśni.
      Strasznie mi miło, szczególnie po twoich ostatni słowach. Jeszcze raz dziękuję za nie i za cały komentarz.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  5. A ja wiedziałam, że Tomowi też nie dasz spokoju!
    I chociaż mam ochotę pogryźć za tę końcówkę, to jednak będę cię za nią podziwiać, bo ja nigdy nie umiałam pisać cliffhangerów, czy jak się to cholerstwo nazywa. W każdym razie to dobry sposób na to, żeby czytelnik chciał wrócić^^ I teraz nie wiem, czy to po prostu jakiś niezapowiedziany gość, czy ludzie, którzy chcą porwać Toma co by Cole się za bardzo nie ociągał z wykonaniem swojego zadania.
    No właśnie, wreszcie dowiedzieliśmy się czegoś więcej o organizacji. Chyba wyklarował się Wielki Zły tego opowiadania (chyba w każdym taki jest, nawet, jeśli go niezbyt wyraźnie widać xD) chociaż jego motywacje wydają mi się nieco niepełne. Nie mówię, że nie mógłby istnieć taki zbawca świata, ale chyba musiałby przy tym być nieco szalony. Bo niedociągnięcia rządu to chyba każdy widzi xD Więc sądzę, że człowiek jest albo psychopatą (skoro się tylu morderstw w imię "większego dobra" dopuszcza), albo ma jakieś inne powody, których jeszcze nie wyjawił.
    Ciekawe, czy Cole przyprowadzi mu Eris, czy razem postarają się z tego wszystkiego wykaraskać. Myślałam, że może chłopak spróbuje jakoś uciec, ale o ile dobrze pamiętam, to wszczepili mu jakiś lokalizator?
    Rozdział jak zwykle fajny, tylko troszkę krótki mi się wydawał. Mam nadzieję, że nie stracisz weny do tego opowiadania ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Chciałam chociaż raz komentarz zacząć od początku, ale po przeczytaniu końcówki stało się to niemożliwością. No jak można tak znów czytelników dręczyć? Ja to bym chciała już wiedzieć, a tu trzeba czekać, ech... Ale i tak wydaje mi się, że nie będzie to żaden ze słych typków, bo po co mieliby niepokoić Toma teraz, skoro Cole posłusznie dla nich pracuje. A na dodatek oni raczej zaczailiby się przy wejściu lub w ogóle z ulicy by go zgarnęli.
    Co do pierwszego fragmenty, to Barnes mnie przeraża. Od tej jego wizji świata aż gęsiej skórki można dostać i najgorsze, że kiedyś trafił mu się w łapki ktoś, kto wprawił cały ten mechanizm w życie i spowodował, że to wszystko nadal trwa i tak łatwo się nie skończy.
    Stawiam, że ten wspólnik nadal żyje, bo inaczej Barnes nie omieszkałby pochwalić się przed Cole'em, że dosięgnęła go jego sprawiedliwość. Moje pierwsze skojarzenie co do niego to ojciec chłopaka, skoro go nie ma i tak nagle chce się więcej o nim dowiedzieć, ale z drugiej strony, co on miałby wspólnego z Eris. Chyba że jakieś powiązania z Jeremym? Sama już nie wiem i pozostaje tylko czekać na dalszy wyjaśnienia.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Pierwszym, co przyszło mi do głowy po przeczytaniu historii Barnesa było, że rodzice Eris i matka Cole byli ofiarami, o których opowiadał, a ojciec chłopaka potrafi przepowiadać przyszłość i to on był tym wspólnikiem, a uciekając, chciał chronić własnego syna przed tym szaleńcem. ciekawa jestem tylko, czy moja teoria się potwierdzi i mam cichą nadzieję, że tak, bo mi osobiście takie rozwiązanie się podoba ;) W każdym razie ciekawi mnie również historia tego wspólnika, bo skoro zainteresowałaby Cole'a, to mnie pewnie również.
    Jestem zaskoczona tym, na czym polega moc chłopaka. Panuje on w takim razie nad ogromną potęgą i nic dziwnego, że Barnes za wszelką cenę chce, by dla niego pracował. Pewnie byłby gotów nawet skrzywdzić Toma, żeby zmusić Cole'a, by sprowadził mu Eris.
    Moja podświadomość przekształciła ostatnie zdanie na „Właśnie wtedy dostałem w kark”, więc dobrze, że przeczytałam je jeszcze raz, bo bym pewnie głupot nawypisywała w komentarzu ;d
    Nie mam pojęcia, co spotkał Tom w kuchni. Być może to właśnie 'zbiry' od Barnesa tam na niego czekali? Albo wiem, tam siedział ojciec chłopaków! Tylko nie mów, że perspektywa Toma dopiero za dwie notki, bo normalnie Cię znajdę i uduszę! ;)
    Czekam niecierpliwie na więcej, życzę mnóstwa weny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. I co w tej kuchni? Mogę Cię udusić za takie zakończenie? Mogę, prawda? A zresztą, co ja się będę Ciebie pytać o zdanie. Chociaż nie... bo jak Cię uduszę, to nie poznam ciągu dalszego. ;( Ej no, ale mam nadzieję, że nic mu się nie stanie. Tym kimś, na kim zależy Cole'owi jest Tom, prawda? Ale co oni zamierzają? Przecież Cole jeszcze nie odmówił. Czyli co, jednak będzie musiał odnaleźć tą dziewczynę, tak? A to jest Eris, prawda? A może nie ona. Chociaż pewnie ona. Ciekawe, w jaki sposób mają mu pomóc dojść do władzy. Nooo, Cole rzeczywiście jest wyjątkowo uzdolniony, skoro może wpływać na dary innych. Niech się tylko nauczy z tego korzystać. :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział jest wciągający, niesamowicie! <3
    Sporo się działo - na brak akcji nie mogę narzekać.
    No bo tak... Ten profesor Barnes wydaje się bardzo dziwny. Mam nieodparte wrażenie, że on wie coś istotnego i ze to ukrywa... Ciekawe w sumie, co to za typek.

    Do tego Cole dalej jest taki... dziwny. Zmienił się i ja osobiście nad tym ubolewam, bo ja uwielbiałam Cole'a. A teraz zdegradowałam go do "lubię", bo zaczyna mnie irytować. Nie poznaję go...

    No i oczywiscie ta genialna scena w kuchni, po której mam taki niedosyt, że masakra! Naprawdę... Lubisz trzymać w niepewności. I ja też lubię jak to robisz. :)

    Pozdrawiam serdecznie.
    nowa-prawda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. AAAAAAA, ZABIJĘ CIĘ. KIEDYŚ NA PEWNO CIĘ ZABIJĘ!
    Co to ma być?! taki dobry rozdział, naprawdę jeden z lepszych, bo czytało go się nieziemsko, a tu już koniec? Powinien być co najmniej dwa razy dłuższy, kobieto! i ta końcówka? ja mam zdechnąć z niecierpliwości? chcę już wiedzieć co Tom zobaczył w tej kuchni! no i kurde, przecież ja się teraz o niego boję, co jeśli go skrzywdzą, bo jest członkiem rodziny Cole'a, no i kimś, na kim Cole'owi w jakimś tam jego dziwaczny sposób zależy? Kurde ...
    Ale mnie zafascynowała ta cała historia! teraz już prawie wszystko jasne! wreszcie widzę o co chodzi, jakie jest powiązanie między Cole'm a Eris i wręcz doczekać się nie mogę tego ich spotkania,do którego przecież dojdzie, bo Cole to Cole, ale chyba jednak nie będzie ryzykował i nie zaprotestuje, prawda? Jezuuuu, dodawaj następny, bo ja naprawdę jestem zaintrygowana jak nigdy! To naprawdę był jeden z lepszych rozdziałów, mimo tego, że krótki i mimo że ostatnio narzekałaś na wenę. Nie narzekaj! wciąż jesteś świetna, kochana :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Dzień dobry, dzień dobry :D Albo już teraz dobry wieczór xD Tak sobie myślę, że najwyższy czas pomału zacząć wracać do blogosfery, a więc witam :D nie wiem, jak uda mi się w jednym komentarzu skomentować wszystkie rozdziały, w których mnie nie było bez wypisywania głupot, ale się postaram :D
    W dodatku na Facebook'u wypisuje do mnie jakaś dziewczynina, która chce się poznać. Jestem odrobinkę przerażona xD
    Przystając w połowie tego, co już opublikowałaś - nie mam zielonego ani niebieskiego pojęcia o co tam chodzi. Poważnie. Kim są ci ludzie, co chcą od Eris i po jaką cholerę czepiają się Cole'a? Jak mniemam są to ci sami ludzie, którzy odwiedzili dom Eris zaraz po śmierci jej babci (wnioskuję po tym całym Barnes'ie, czy jak to tam się pisze). Mimo wszystko i tak mam pustkę w głowię, zagłębiam się dalej w treść ^^
    Kolejna rzecz, której nie ogarniam - co się dzieje z James'em? To raczej nie jest naturalne, a ta rana musi być przyczyną jakiegoś wirusa czy czegoś podobnego. No tylko to przychodzi mi do głowy. Nie wiem, co się wydarzy później, ale uwierz mi, jak go zabijesz, to jeszcze dzisiaj u Ciebie będę.
    Kolejne moje pytanie: dlaczego Cole'a nazywają takim dziwnym imieniem i kim są te dziewczyny? Mutanty? Tu mi przychodzi do głowy tylko GONE, bo i tam była uzdrowicielka.
    Gołębie są złe, bardzo złe xD Od dziś żadnemu nie ufam :D
    Spodziewając się wspaniałego big love między Eris i Cole'm jestem zaskoczona tym co zrobił James i tym coś Ty w ogóle wymyśliła. Tak tylko mówię xD
    Teraz, po przeczytaniu rozdziału siedemnastego i któregoś tam poprzedniego stwierdzam, że rana Jamesa ma trochę inne przeznaczenie. Po prostu wsadzili mu w rękę takie coś, które to ma namierzyć gdzie on i Eris są, ot taki mój pomysł ;p
    Nie wiem, jak w miarę rozsądny sposób napisać wszystko, co chciałabym po przeczytaniu całości.
    Może ujmę to tak: gdy zaczynałaś to opowiadanie nigdy bym nie pomyślała, że to wszystko będzie tak wyglądać. Oczekiwałam bardziej typowego, wilczego opowiadania, że wiesz, Cole łazi po lesie, atakuje go wilk, sam zmienia się w wilczka, potem drze koty z Eris, a na koniec buziak i big love. I jeszcze małe wilczątka. Poważnie xD A tu takie zaskoczenie! Brawa dla Ciebie ^^
    To może ja powiem coś konkretnego o tym rozdziale, skoro o reszcie nic nie potrafię? xD
    Czy Cole jest naprawdę tak tępy, że nie po kojarzył faktów? No bo skoro on był częścią wizji tamtego mężczyzny, a on chciał chronić rodzinę to jak myśli, o kogo chodziło? Aż tak duże pranie mózgu mu zrobili?
    No Cole, najwyższy czas się obudzić.
    A w kuchni Toma jest pewnie sam ojciec, tak szczelam (cytując moją nauczycielkę do geografii xD).
    Przeraża mnie wizja tego, co ten facet chce zrobić ze światem. Albo to, jakie "moce" mają ci "mutanci". A najbardziej przeraża mnie chyba to, co zrobi Cole, żeby dotrzeć do Eris, skoro wtedy tamta dziewczyna wzbudziła w nim taką nienawiść do niej. Finał opowiadania, jak znam Ciebie, może być przerażający i ktoś zginie, jak nic.
    Mój komentarz jest bezsensowny, wybacz xD
    Wiesz, ja tu od dwóch tygodni próbuję się zalogować na gg, żeby podzielić się z Tobą moim dorobkiem pisarskim, a tu nic z tego. xD Więc ten, tego, jakbyś mogła, to wejdź kiedyś tam na fb :D
    No i ten, teraz pewnie znów będę zasypywać Cię moimi bezsensownymi komentarzami xD Wytrzymasz? :D
    Pozdrawiam serdecznie ;*

    PS Boję się, że się mnie ten komentarz nie doda ;/

    OdpowiedzUsuń
  12. Co mogę powiedzieć? Na twarz wkrada mi się takie wielkie "Wow". W końcu powoli zaczynasz wyjaśniasz całą sytuację, a ja jestem nią tym samym coraz bardziej zaintrygowana. Jak widać wszystko ze sobą oddziałowywuje, a ja jakoś zawsze, gdy zabieram się za czytanie nowego rozdziału na twarzy uśmiecham się od ucha do ucha. Zwyczajnie zapoznawanie się z twoimi tekstami sprawia mi radość. Chciałabym omieć tak pisać jak ty...
    Nie powiem, jestem ciekawa tej wizji przyszłości. Sam fakt, że "wspólnik" Barnesa tak zawzięcie próbował ją przed nim ukryć jest intrygujący. Nie mniej jednak nie spodobały mi się metody mężczyzny na dowiedzenie się czegoś więcej, na pożądanym przez siebie temat. Nie dziwię się zatem, że Cole, mimo że nie pamięta brata, nie sprzeciwia się temu człowiekowi. Sama myśl o tym, że ktoś mógłby zginać z mojej winy jest okropna, więc sądzę, że nasz bohater mimo tak długiego otępienia ma obecnie podobnie. Dlaczego tylko jest potrzebna również Eris? Co prawda dałaś nam do zrozumienia w poprzednich rozdziałach, że jest wyjątkowa, ale wciąż zagadka nie została odkryta, a ja staram się cierpliwie czekać, aż wszystkie tajemnice i niewiadome wyjdą na jaw. Mam wrażenie, że już całkiem niedługo to nastąpi, ale nie wiem, czy moja cierpliwość tyle wytrzyma. Trzymam kciuki, że tak i już oczekuję kolejnego rozdziału! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam;)
    No i wreszcie udało mi się nadrobić. Rozdział tak mnie zaciekawił, że aż żałuję, iż jest taki krótki. Przede wszystkim ten profesor... Wow, świetnie stworzona postać. Cała jego historia, pobudki, którymi sie kieruje. To jeden z tych, który może ma dobre chęci, ale próbuje je urzeczywistnić w niezbyt właściwy sposób. Ciekawi mnie, kim jest wspólnik Barnesa. Przewidywanie przyszłości to dość niezwykły dar... No i ci przyjaciele. Czyżby rodzice Eris? Nie wiem, mogę sie tylko domyślać. Niemniej muszę powiedzieć, że cała historia intrygująca i rzucającą nowe światło na poczynania tejże organizacji. I w końcu dowiedziałam sie, jaki dar posiada Cole... Jestem pod wrażeniem... Dosyć potężny jest i trochę sie boję, że wykorzystają go do niewłaściwych celów. Profesorek nie żartuje, a nawet posuwa się do gróźb... Ależ wprowadziłaś napięcie.
    Druga część z perspektywy Toma... Ciekawe, kto sie znalazł w jego mieszkaniu. Ech, musiałaś przerwać w takim momencie!
    Co ja Ci mam powiedzieć? Jestem totalnie wkręcona w to opowiadanie i już nie mogę się doczekać ciągu dalszego;) Pozdrawiam! [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
  14. O nie! Jak można tak zakończyć rozdział? Dobra, ja się nie powinnam na ten temat wypowiadać. Ale! No jakieś małe wyśnienie, co zobaczył Tom? Tak go to wstrząsnęło, że to mógłby ojciec chłopaków. To moja pierwsza myśl, ale nie wiem, czy słuszna.
    A Barnes mnie przeraża. Taki typowy dyktator, co uważa tylko jego punkt widzenia jest słuszny, dlatego musi zdobyć władzę. Niby chce, by było dobrze i mydli nam oczy, że to dla przeciętnych ludzi, a tych przeciętnych ludzi też terroryzuje. Zabić bliskich wspólnika, dlatego, że nie chciał mu czegoś powiedzieć? Bestialstwo. Tajemniczy wspólnik musiał mieć jakiś poważny powód, by tak się ukrywać przed Barnesem. Może to, co zobaczył w wizji było aż tak przerażające? I szkoda, że nie dowiedzieliśmy się kto to dokładnie jest. Trzymasz nas w niepewności, ale ja stawiam, że to mógł być Jeremy. A może ktoś, kogo jeszcze nie znamy?
    Przynajmniej wiemy, jaką moc ma Cole. Całkiem przydatna, nic dziwnego, że tak na niego polowali. I widać, że chłopak nie ogłup do reszty, bo potrafi wciąż dostrzec złe cechy przełożonego. Ciekawa jestem kiedy wyruszy po Eris i jak to się dalej potoczy!
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ooooo no jak to koniec w takim momencie, no jak to jak to jak to *marudzi, focha, tupie nozka*.

    Oooooo. Ey, jaram sie jaram! A wiec to taaakie sa zdolnosci Cole'a! Jestem beretem i sama bym tak prezynie na to nie wpadla! Ale no, wreszcie moj mozdzek zaczyna sklejac ze soba fakty. Czyzby dlatego Eris nie dokonala jeszcze przemiany? Czy dlatego wtedy udalo jej sie ja powtrzymac? Ach, wybaczasz mi te moje pytajace zrezdzenie nie? ;* ;) Mnie nakrecasz i tak mi sie dzieje potem! ^^


    Czekam na szybka nn!!!

    Przy okazji zapraszam do siebie, jesli masz ochote ;)

    OdpowiedzUsuń

Czytelnicy