wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział 17



Cole

- Nie chcę go krzywdzić. 
- Nie krzywdzisz. To wszystko dla jego dobra. 
- Chcesz powiedzieć, że odbieranie wspomnień i mieszanie mu w głowie jest czymś dobrym? To go  zabija. Nie widzisz tego?
- Chciałem cię tylko pocieszyć. Nie wymigasz się od tego zadania ani nie ochronisz już tego chłopaka. Jest za późno, a z taką mentalnością szybciej zniszczysz samą siebie, zrozum. Martwię się o ciebie, Aco.
- Zupełnie niepotrzebnie. Nic bardziej nie może mnie spodlić, niż to do czego mnie zmuszacie. 
- Dobrze wiesz, że nie mam z tym nic wspólnego. Jestem tu wyłącznie dla ciebie.
- Nie wiem, Ryan. Ja już po prostu nie wiem niczego. Kieruję się tylko przeczuciem, nie poznając nawet samej siebie. Jak zatem mogę oceniać kogokolwiek, nawet ciebie? Czuję tylko, że się ostatnio bardzo zmieniłeś i to mnie przeraża. Powinieneś stąd odejść, póki masz wybór.
- Odejść bez ciebie to żaden wybór. Nawet nie chcę o tym słyszeć. Po prostu zrób, co masz zrobić i miejmy to za sobą. Potem odprowadzę cię do pokoju. Wciąż musisz dużo odpoczywać, żeby zregenerować siły. Hej, tylko tym razem bądź ostrożna. Niby wydaje się uległy, ale nie wiadomo jak zareaguje jego umysł na ostateczny atak. Może się bronić. 
- Ty byś się nie bronił? 

     Jestem... Nie, nie pamiętałem nawet własnego imienia. Wiedziałem, że jakieś jest, ale nie potrafiłem przywołać go w pamięci. Stanowiło dla mnie zagadkę, tak samo jak niewyraźne obrazy osób, które czasami przemykały mi przed oczami. Wiedziałem, że kiedyś miałem z nimi do czynienia, ale teraz nic dla mnie nie znaczyły. Stanowiły tylko rozmazane kontury. Zupełnie niegroźne.
     Emocje kiedyś może i były, ale również zniknęły. Nie odczuwałem niczego, nawet strachu czy gniewu. Zobojętniałem na otoczenie, na ból i na wszystkich ludzi. No prawie... Czasami przychodziła do mnie dziwna, różowowłosa dziewczyna i mówiła. Opowiadała o rzeczach, które nie miały najmniejszego znaczenia, a jednak lubiłem dźwięk jej głosu. Sprawiała, że coś we mnie próbowało jeszcze walczyć. Uczucie to znikało, gdy tylko dziewczyna opuszczała pomieszczenie. Wtedy wszystko wracało do poprzedniego stanu i trwało tak do jej następnej wizyty. Gdy długo nie przychodziła, nie czułem niepokoju. To było zbyt słabe uczucie, aby mogło przebić się przez ten gruby płaszczyk otumanienia, który szczelnie mnie zakrywał. Jednak, gdy przez kilka długich godzin nie słyszałem jej wesołego szczebiotu, wiedziałem, że coś jest nie tak. Myślałem, że będzie już tak zawsze. Pomyliłem się.
     Kiedy drzwi otworzyły się ponownie któryś już raz w ciągu tego długiego dnia, coś wewnątrz mnie drgnęło, jakby szykując się na kolejną bezsensowną historię w wydaniu Różowej. Oczekiwałem, dopóki nie usłyszałem ciężkich, hałaśliwych kroków zmierzających prosto w moją stronę. To nie były jej kroki.
- Wstawaj. - W końcu padło jedno, krótkie polecenie, którego na początku nie zrozumiałem. Wypowiedział je ktoś, kogo głos kojarzyłem, lecz nie mogłem sobie w tej chwili przypomnieć jego imienia. Wiedziałem tylko, że nie jest to osoba, której powinienem bezgranicznie ufać. Zwlekałem z odpowiedzią, próbując przegonić w głąb umysłu dziwną otępiałość, a to rozzłościło przybysza. Chwycił mnie za ramiona i szarpnął do góry jednym, płynnym ruchem. Nogi na chwilę odmówiły mi posłuszeństwa, więc musiał mnie przytrzymać, abym znowu nie wylądował na ziemi. Nie był z tego powodu za bardzo zadowolony, o czym świadczyło gniewne prychnięcie, które z siebie wydał. Nie przejąłem się tym. O wiele bardziej zastanawiało mnie, ile czasu spędziłem w tej samej pozycji, skoro doprowadziłem się do takiego mizernego stanu. Moja pamięć i w tym wypadku okazała się nieprzydatna.
- Idziemy. I żadnych sztuczek - zwrócił się do mnie ten sam głos, gdy już jego właściciel upewnił się, że dam radę ustać na nogach o własnych siłach. Pchnął mnie w stronę wyjścia, a ja nie protestowałem. Bo i po co? Opór był bezcelowy.
     Na korytarzu było jeszcze ciemniej, niż w pomieszczeniu, które do tej pory zajmowałem. Nie widziałem niczego i to zwykle wywołałoby niepokój, teraz nic takiego nie nastąpiło. Stałem nieruchomo, dopóki mężczyzna, który po mnie przyszedł, nie położył mi dłoni na ramieniu i nie pokierował we właściwym kierunku. Wykonywałem jego polecenia bez większego oporu, nie myśląc o ucieczce. Nawet jeżeli ta sztuczka by mi się udała, to niby gdzie miałbym się potem udać? Nie orientowałem się  gdzie jestem obecnie. Mężczyzna również nie zamierzał udzielać mi żadnych wskazówek. Szedł szybko, nie zwracając uwagi na to, że co chwila potykałem się o napotkane nierówności. Mocno wpijał palce w moje ramię, dzięki czemu ani razu nie skończyło się to upadkiem.
     Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a wraz z odległością jaką pokonaliśmy wydawało mi się, że staje się on również coraz węższy. Po paru minutach w wąskim przejściu nie mogliśmy iść już ramię w ramię. Przewodnik został z tyłu, ale nadal mną kierował. Wskazywał, gdzie należy skręcić, a gdzie szczególnie uważać na niewielkie stopnie. Mimo wszystko jakaś część mnie miała już serdecznie dość tego ciemnego, klaustrofobicznego miejsca. Dlatego, gdy tylko spostrzegłem, że ciemność staje się mniej nieprzenikniona, automatycznie przyspieszyłem. Mógłbym biec, gdyby nie obecność milczącego mężczyzny. Z całą pewnością nie odebrałby tego we właściwy sposób. Zmusiłem się zatem do szybkiego marszu, skupiając myśli na liczeniu kroków. Dwa... Pięć... Dwadzieścia trzy... Czterdzieści dwa... Rozwidlenie i jeszcze mniejsza ciemność. Przystanąłem, czekając na kolejne polecenia.
- W prawo - mruknął tylko i nawet nie czekając na moją decyzję, popchnął mnie w stronę szerszego z korytarzy. Tutaj było zdecydowanie jaśniej. Głównie za sprawą niewielkich lamp gazowych przymocowanych do marmurowych ścianach, oddalonych od siebie o kilka metrów. Nie dawały zbyt wiele światła, ale wystarczająco, abym widział drogę przed sobą. Teraz dla odmiany korytarz stawał coś coraz szerszy z każdym krokiem, aż w końcu zmienił się w coś w rodzaju wielkiego, okrągłego i przede wszystkim naprawdę jasnego holu. Na jego samym środku stała ogromna fontanna w kształcie kryształowej kuli, z której woda spływała równym rytmem do otaczającego ją stawu z niesamowicie niebieską wodą. Dookoła kręcili się ludzie. Nie było ich zbyt wielu. Na pierwszy rzut oka liczba ta nie przekraczała nawet siedmiu. Wszyscy zdawali się być pochłonięci swoimi zajęciami. Tylko od czasu do czasu nieśmiało zerkali w moją stronę, po czym szybko odwracali wzrok, jakby bali się, żeby nikt nie przyłapał ich na tym uczynku. Niektórzy, gdy tylko stanąłem w wejściu, natychmiast się ulotnili. Zniknęli w drzwiach, których było tu całe mnóstwo. Ozdabiały beżowe, marmurowe ściany, a właściwie prawie całkiem je zasłaniały. Nie znałem ich przeznaczenia, ale ta liczba mnie odrobinę zdziwiła.
- Idziemy tam - poinformował mnie mężczyzna, wskazując na najbardziej oddalone drzwi o ciemnej barwie. Nim zdążył znowu mnie popchnąć, ktoś podbiegł do nas i przystanął, zasłaniając nam dalszą drogę.
- Gdzie go zabierasz, Ryan? - spytała różowa istotka, niecierpliwie przytupując nogą i wzdychając.
- Profesor chce go obejrzeć - mruknął cicho, wzruszając ramionami. Widocznie nie był zadowolony ze swojego nowego obowiązku, ale nie miał na to żadnego wpływu.
- Profesor mógł go obejrzeć w pokoju - odparła, patrząc na niego z wielką zaciętością. Ręce założyła  na piersi, co w porównaniu z niewinnym różowym kolorem włosów i oczu dawał zabawne połączenie.
- Widocznie nie mógł. Może musi mieć do tego jakieś urządzenia. Zresztą to nie mój pomysł, nie wtrącam się - spróbował zakończyć dyskusję i minąć dziewczynę, ale nie docenił jej waleczności. Gdy tylko zrobił krok w prawo, ona natychmiast uczyniła to samo, posyłając mu wojownicze spojrzenie.
- A jednak bierzesz w nim udział - nie dała się zwieść.
- Pensy, proszę cię. Nie jestem w nastroju i naprawdę nie mam dziś nastroju na kolejną kłótnię.
- Kolejną? - podchwyciła w mig, przechylając na bok głowę w zaciekawieniu, tak, że różowa czupryna rozczochrała się jeszcze bardziej.
- Aco ma wyjątkowo podły humor - powiedział, uśmiechając się niemrawo. Tym razem Pensy zachichotała, nic nie robiąc sobie ze zbolałej miny szatyna.
- Daj spokój - prychnęła. - To tylko oznaka, że wraca do zdrowia. Myślałam, że będzie z nią znacznie gorzej. Tak to wyglądało na samym początku.
- Profesor umie czynić cuda - przytaknął i wskazał na mnie. - Obiecuję ci, że nic mu się dzisiaj nie stanie. Pozwolisz nam przejść? Nie chcę dawać Barnesowi kolejnego powodu, dla którego mógłby się wściekać. Jest już dostatecznie zdenerwowany tym całym opóźnieniem.
     Różowa spochmurniała, ale posłusznie ustąpiła nam miejsca. Gdy ją mijałem, posłała mi smutne spojrzenie, pełne współczucia.
- Przyjdę do ciebie później - obiecała, zanim Ryan wprowadził mnie do pokoju. - Teraz idę zobaczyć jak miewa się moja siostra.
     Pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy nie różniło się tak bardzo od holu. W sumie przypominało gabinet lekarski. Taki, na który mogli pozwolić sobie jedynie bogacze. Gdzie nie spojrzałem otaczały mnie wykwintne zdobienia, jasne marmury i inne drogocenne kamienie. Ktoś, kto wziął na siebie urządzenie tego miejsca, wykonał kawał dobrej roboty. W powietrzu czuć było tylko nieprzyjemny zapach leków, od którego natychmiast poczułem się gorzej. To była jedyna wada, jaką znalazłem wokoło. Profesor siedział za masywnym biurkiem i przekładał papiery drżącymi dłońmi. Nie wyglądał niebezpiecznie. Miał dobre, ciepłe, brązowe oczy, które mocno kontrastowały z bielą gęstych włosów na głowie i brodzie. Jego twarz zdobiły także liczne zmarszczki. Najwięcej miał ich w kącikach oczu i ust, jakby wiecznie się uśmiechał
- Zbyt długo, zbyt długo - mamrotał pod nosem przejętym tonem. Nie podniósł na nas wzroku, nawet kiedy Ryan odchrząknął znacząco.
- Jest chory - szepnął cicho chłopak, aby wytłumaczyć mi dziwne zachowanie starca. - Najprawdopodobniej Alzheimer.
     Jakby dopiero na dźwięk znajomego głosu profesor przerwał swoją pracę. Ręce zastygły mu w powietrzu, a oczy powoli przeniosły się na nas. Najpierw na mnie, potem na szatyna i znowu na mnie.
 - O, Ryan! - zawołał rozradowanym tonem, jakby był małym dzieckiem, któremu ktoś podarował niezwykły prezent. Papiery zsunęły się na podłogę, ale on się tym nie przejął. - Dobrze, że jesteś. I dobrze, że on jest.
     Rzucił się do szafki za swoim biurkiem i zaczął w niej grzebać z entuzjazmem nieodpowiednim dla zaistniałej sytuacji. Mówił coś do siebie, ale nie pojąłem tych słów. Gdy w końcu znalazł coś czego szukał, z jego gardła wydarł się okrzyk dzikiej radości. Nim zdążyłem się zorientować co się dzieje, on doskoczył do mnie. Cofnąłem się, ale Ryan przytrzymał mnie za ramię. Spojrzałem na niego, niczego nie rozumiejąc. Przecież przyrzekł Pensy, że nic mi nie zrobią. Kłamał? Chyba chciałem zaprotestować, ale wciąż nie mogłem wyrwać się z otumanienia. Walczyłem z nim bardziej niż kiedykolwiek, lecz nie przynosiło to żadnych skutków. Tymczasem oślepiło mnie rażące światło, skierowane prost w moją twarz. Zmrużyłem oczy, próbując do niego przywyknąć, ale wtedy wszystko wróciło do normy.
- Zadziwiające - mruknął Profesor. Gdy oczy przestały łzawić spostrzegłem w jego ręku lekarską latarkę, którą po chwili odrzucił na bok. Ryan wyglądał na zaintrygowanego, lecz nie poganiał staruszka. - On nadal... Po tylu sesjach z Aco powinien... Ale nie... Nie powiemy mu... Musimy działać... Czas... Tak, nie powiemy... Trzeba zacząć...
     Resztę stanowił niewyraźny bełkot. Ryan zmarszczył czoło, próbując coś zrozumieć. Profesor wrócił do szafki z zamyśloną miną. Tym razem poszukiwania trwały trochę krócej. Gdy cofnął rękę, błyszczało w niej ostrze skalpela. Coś chwyciło mnie za gardło. Nie był to jeszcze prawdziwy strach, ale coś bardzo mu bliskie. Znowu spróbowałem się cofnąć, lecz Ryan był na posterunku. Zmierzył mnie złowrogim spojrzeniem i unieruchomił. Dlaczego tak bardzo chciał mnie oddać temu szaleńcowi? Przecież starzec sam siebie nie kontrolował!
- Spokojnie, nie będzie boleć. Tylko się nie ruszaj. Profesor musi po prostu umieścić w tobie sygnał nawigujący. To jeden z etapów dołączenia do społeczności. Każdy z nas został tak naznaczony, aby nie kusić losu. Poza tym będziemy musieli wiedzieć, gdzie jesteś, gdy to wszystko się zacznie i zareagować, gdyby zaistniała taka konieczność.
     Spojrzałem na niego, jakby był nienormalny, a staruszek nie próżnował. Zanurzył ostrze w dziwnej przeźroczystej, galaretowatej substancji i zbliżył się do nas niespiesznie. Jego oczy znów stały się niebywale przytomne, co tylko nieco mnie uspokoiło.
- Zaufaj mi - poprosił, a ja to niechętnie zrobiłem. Stałem spokojnie, podczas gdy on majstrował coś przy moim ramieniu. Wolałem nawet na to nie patrzeć, choć nie czułem bólu, jak zapowiedział chłopak. Sam moment przecięcia poprzedził jedynie chłód ostrza przesuwającego się powoli po mojej skórze. Byłem przygotowany na strumień krwi spływający po ręce, lecz nie ujrzałem nawet kropli. - Ulepszona receptura. Teraz nie powoduje krwawienia, a i o zakażenie coraz ciężej. Musiałbyś się naprawdę postarać.
    Staruszek mrugnął łobuzersko, co wprowadziło mnie w jeszcze większe osłupienie. Czy takie zachowanie godziło komuś, kto tytułował się per profesor? Nie byłem pewien.
- Ryan? - spytał, nie przerywając swojej pracy, jakby nie zauważając mojego rozbicia. Chłopak niespokojnie poruszył się w miejscu, gdy staruszek wymienił jego imię. - Przyprowadzisz mi Conora? Nie obraź się, ale on lepiej zna się na fachu od ciebie. Szybciej wprowadzi go w to otoczenie, a na czasie to nam na pewno zależy.
- Dlaczego? - spytał, na co Profesor się roześmiał.
- Czyżbyś przestał mi ufać, chłopcze? Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Jesteśmy - wybełkotał Ryan i natychmiast spełnił jego prośbę. Zniknął za drzwiami, a po kilkunastu, długich minutach pojawił się z powrotem, tuż za uśmiechającym się złośliwie blondynem.


     Conor najpierw oprowadził mnie po tym dziwnym miejscu, rzucając kąśliwe uwagi o wszystkim i wszystkich, których mijaliśmy po drodze. Jego złośliwość przestała mi przeszkadzać gdzieś między holem, a kolejnym pomieszczeniem, którym okazała się być pokaźnych rozmiarów stołówka. Dziwiło mnie to miejsce i nie przestało zaskakiwać z każdym kolejnym krokiem. Miałem masę pytań, ale nie chciałem zadawać ich Conorowi. Ot, zwykła męska duma do tego nie dopuszczała. Dlatego pozwoliłem, aby jego słowa wlatywały jednym uchem, a wypływały drugim. Nie interesowało mnie to, co mówił. Chociaż nie, inaczej. Ciekawiło, lecz starałem się nie okazywać przed nim zainteresowania nowym otoczeniem. Starałem skupić się tylko na czubkach swoich starych, zniszczonych tenisówek. I udawało mi się, a przynajmniej było tak póki nie znaleźliśmy się w sali ćwiczeń. Dopiero na widok rozległego boiska, kortu oraz bieżni coś się zmieniło. Coś we mnie wprost rwało się do przodu, chciało rozruszać zastygłe mięśnie.
- Lubisz ćwiczyć? - zwrócił się do mnie, jakby wyczuł zmianę w moim nastroju. Wzruszyłem ramionami. Kiedyś chyba tak, teraz jak wszystko inne, to też odeszło w zapomnienie. Nie odpowiedziałem. - No weeź... Chyba nie chcesz się bawić w niemowę? Mamy już jedną ślepotę i kilku wariatów, nie potrzebujemy kolejnych kalek.
     Dalej milczałem, nie komentując jego słów. Jeżeli zamierzał wyprowadzić mnie z równowagi, wcale mu się to nie udało. Nadal byłem tak samo spokojny, jak na samym początku całego tego przedstawienia, w które mnie wkręcili.
  - W sumie widziałeś, jak kochaś ślepoty się na ciebie patrzył, gdy wychodziliśmy? To zazdrość - mruknął, uśmiechając się podle. - Ryan jest wściekły, bo zająłeś jego miejsce. Do tej pory on był tym nowym, który budził powszechne zainteresowanie. A tu zjawia się taki niepozorny, miastowy chłopczyk i wszystko mu zabiera. Nie fair, ale co mi tam wtrącać się do tego. Musicie załatwić to między sobą, no nie?
     Westchnąłem. On zaśmiał się, jakby zadowolony z mojego zniecierpliwienia, i ruszył przez rozległą hale, kierując się do kolejnego pomieszczenia. Nie zatrzymał się przy żadnym z boisk. Liczyłem, że może wreszcie wrócimy do Profesora lub zaprowadzi mnie prosto do celi, ale chyba się przeliczyłem. Za drzwiami ukazał nam się następny obiekt sportowy. Widziałem jasnozielony pas sztucznej trawy ciągnący się w dal. Na jego odległym końcu ktoś poustawiał różnokształtne tarcze, podczas gdy z drugiej strony widniały charakterystyczne drewniane bramki. Strzelnica. Określenie samo nasunęło mi się na myśl, choć nie wydawało mi się, abym kiedykolwiek był w podobnym miejscu. A może i byłem? Miałem pustkę w głowie.
     Podczas naszej wycieczki, zdążyłem już zapomnieć, że nie jesteśmy tutaj całkiem sami. Dlatego też bardzo zaskoczył mnie widok innych ludzi. Dwójka chłopaków odkładała właśnie broń na prawidłowe miejsca, rozmawiając, śmiejąc się i przekomarzając między sobą. Byli młodzi, być może w moim wieku lub nawet młodsi, i zaskakująco normalni. Nie znałem ich, lecz jakoś niespecjalnie pasowali mi do tak dziwacznego miejsca. Tylko czy mi było to oceniać? Być może wyczuli, że ich obserwuję, bo nagle odwrócili się w naszą stronę, a kiedy uważnie się nam przyjrzeli, natychmiast umilkli i szybko nas minęli, jakby ktoś ich właśnie wyprosił. Conor zareagował śmiechem, podczas gdy ja poczułem się nieswojo.
- Nawet nie zwracaj na nich uwagi, młody - doradził mi, gdy zmierzaliśmy w kierunku bramek. - Są chorobliwie podejrzliwi, a ty stanowisz dla nich świetny cel do spiskowania. Dawno nie mieliśmy tutaj lepszej rozrywki.
- Widzę, O'Brien, że otwierasz domowe przedszkole? - Na dźwięk obcego głosu, mimowolnie się wzdrygnąłem. Myślałem, że strzelnica jest już pusta i po raz kolejny zostałem wyprowadzony z błędu.  Widocznie nigdy nie powinienem tracić czujności. Zwłaszcza w tak niepokojącym i nieznanym miejscu.
Kiedy ja toczyłem wewnętrzną kłótnię sam ze sobą, nasz rozmówca wyszedł z cienia i zaprezentował się w całej okazałości, a właściwie zaprezentowała, bo była to piękna, młoda kobieta.
- Przywitaj się z Enyo. - Zwrócił się do mnie Conor, łypiąc groźnie na dziewczynę, kiedy ja sam nie potrafiłem oderwać wzroku od jej dużych, jadeitowych oczu, które w tym momencie ciskały we mnie złowrogie błyskawice. - Jest to najprzebieglejsza istota, jaką nosiła ta biedna ziemia.
     Wcale tak nie wyglądała. Była szczuplutka, nieco niższa ode mnie. Miała długie, czarne włosy, które teraz spięła w luźny kok, co tylko wyostrzyło rysy jej twarzy. Mimo to sprawiała wrażenie bezbronnej istotki, takiej co to byle silniejszy podmuch wiatru mógłby porwać i ponieść w siną dal. Chociaż temu twierdzeniu przeczyła hardość jej spojrzenia, które teraz posyłało w moim kierunku miliony złowrogich błyskawic.
- Nie musisz się płaszczyć, Conor - prychnęła na nowo zwracając się do blondyna. - Ja i tak wiem, że nie masz kręgosłupa. Lepiej powiedz mi, co ty tutaj z nim robisz? Chociaż, wiesz co? Mnie to wcale nie interesuje. Zabieraj go stąd, nie mam ochoty niańczyć dzieciarni. 
- Daj spokój, to nowy pupilek Barnesa. Kazał zapoznać go z otoczeniem i oczywiście tym razem wypadło na mnie. Ktoś musi odwalać czarną robotę, aby innym żyło się lepiej.
- To czemu nie zabierzesz go do Dowództwa? Powitali by was z wielką radością. Kolejna bezużyteczna gęba do wykarmienia. I tak, zanim spytasz, nie wierzę w jego cudowne zdolności. A nawet jakby jakieś miał, to mnie to gówno obchodzi. Kolejny niepotrzebny dziwak, ot co. 
- Nie wściekaj się, Mellouli - wymruczał, podążając za nią krok w krok, aż dotarli do bramek strzeleckich. - Złość piękności szkodzi.
- Musiałeś być zatem bardzo nerwowym człowiekiem, co O'Brien? - spytała ze złośliwym uśmiechem, sadowiąc się na jednym ze stołów. Uśmiech ten jednak znikł, gdy tylko znów spojrzała na mnie. - Zabieraj stąd tego bachora. To ostatnie ostrzeżenie. Możesz być pewien, że nie powtórzę go kolejny raz. Jest jeszcze przecież wiele miejsc, które możesz mu lekkomyślnie zdradzić, aby miał o czym paplać na lewo i prawo, gdy tylko go stąd wypuścicie. Strzelnica jest wyłącznie moja i od niej wara. 
- A może młody chce sobie postrzelać, Enyo? Jest od teraz jednym z nas i ma do tego prawo. Bądźże bardziej uprzejma. 
     Czułem ich uważne spojrzenia na sobie, ale nie odwzajemniłem ich. Oni i tak podjęli już decyzję, choć czułem, że z tego pomysłu nic dobrego nie wyniknie.




Idziemy na rekord? To już jakieś sześć stron w Wordzie ^^  Dłuższego rozdziału to tu na pewno nie było. Co do treści się nie wypowiadam. Powiem tak: gdy czytałam go po raz pierwszy, to nawet mi się podobał, ale gdy zrobiłam to po raz enty... To nie potrzebnie to robiłam. Dlatego taktownie zamilknę i poczekam na wasze opinie ;) 
Co do zaległości w czytaniu notek na blogach, postaram się nadrobić do końca tygodnia. Mam kosmiczne problemy z netem od kilku dni na lapku. A komentowanie z komórki czy tableta? Wolałabym tego uniknąć. Jak już dziadostwo wróci do normy, to raz dwa wszystko po komentuje, obiecuję ;) 
Pozdrawiam! 

32 komentarze:

  1. Faktycznie ten rozdział jest dłuższy niż zazwyczaj, ale to dobrze, bo był bardzo ciekawy i nieco mnie zaskoczył ;). Spodziewałam się, że będzie perspektywa Cole'a, ale widzę już pewien przełom, bo w końcu wypuszczono go z tej klitki. Czyżby ci popaprańcy uznali, że jest już wystarczająco stłamszony i potulny, że można go wypuścić?
    Wgl, to przykre, co się z nim porobiło. Dawniej był taki bezczelny i pewny siebie, i choć już wtedy był dość ponury i pełen złości do świata, teraz jest taki... dziwny. Milczący i zamknięty w sobie, niczym nie zainteresowany. Naprawdę źle to na niego wpływa i wkrótce faktycznie stanie się kiwającą roślinką.
    Zastanawia mnie, po co go oprowadzano, i co to właściwie za miejsce? Jak widać, jest tam znacznie więcej osób, czyżby to też były jakieś dziwaki z mocami, które niegdyś stłamszono tak jak Cole'a? Bo ciągle tkwi mi w głowie ta teoria, jakoby Cole był im potrzebny przez jakieś zdolności, i że z tego samego powodu interesują się Eris.
    Chłopak jest jednak zobojętniały, choć nie aż tak, jak tamci by tego chcieli. Wgl, ciekawe, co to za zadanie, które dla niego wymyślą?
    Współczuję także Aco, szkoda mi jej. Wydaje mi się, że nie jest złą dziewczyną i że nie chce robić tego, do czego ją zmuszają, i źle to na nią wpływa. Ryan jest jaki jest, ale musi mu bardzo zależeć na dziewczynie, skoro dla niej wciąż tkwi w tym miejscu i troszczy się o nią.
    Bardzo mnie ciekawi, jak to się potoczy dalej, bo robi się coraz bardziej intrygująco...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      No ogólnie to staram bazować się na dwóch perspektywach i stosować je wymiennie. Ostatnio była Eris, to teraz kolej na Cole'a i tak dalej. Czasami tylko jak naskrobię coś oczami kogoś innego to dorzucę, ale to będzie zdarzać się rzadko ;)
      Ogólnie pewnie nasi porywacze dłużej potrzymaliby Cole'a w jego celi, ale wiadomo czas ich goni, więc starają się wszystko przyspieszyć. No, ale i tak efekty uzyskują.
      Ze starego Cole'a już niewiele zostało. Teraz jest, właśnie jak samo to napisałaś dziwny. Ta obojętność na wszystko i wszystkich zbyt szybko mu nie przejdzie, chociaż... Zobaczymy ;)
      Po co go oprowadzano, co to za miejsce i po co im Cole? No to wyjaśni kolejny rozdział.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że rozdziały u Ciebie wreszcie nabrały długości, bo wcześniej ledwo przeczytałam pierwsze słowo, a tu już czytałam ostatnie ;)
    W każdym razie rozdział mi się podobał w przeciwieństwie do tego, co z Cole'm robią tamci ludzie. Zdecydowanie stłamsili jego osobowość i teraz przypomina bardziej marionetkę niż dawnego siebie, który pewnie na każde słowo np. Conora reagowałby jakąś opryskliwą zaczepką, a teraz woli się nawet nie odzywać. Ale przynajmniej wyszedł z pomieszczenia, gdzie go przetrzymywali i poznał nieco miejsce, w którym się znalazł, a ja jako czytelnik razem z nim.
    Ten Profesor wydał mi się naprawdę dziwnym człowiekiem i jednocześnie coś nie pozwala mi go tak po prostu znielubić, mimo że wszczepił Cole'owi ten sygnał nawigujący, co przecież uniemożliwia chłopakowi ucieczkę, chociaż w takim stanie i tak nie skorzystałby z ewentualnej możliwości opuszczenia tego miejsca, bo najzwyczajniej nie wiedziałby, co ze sobą zrobić.
    Dobrze, że Aco wraca do zdrowia. I współczuję zarówno jej, jak i Pensy czy Ryanowi. Żadne z nich nie wydaje się być złym człowiekiem, to tamci ludzie kierują nimi w nieodpowiednim kierunku.
    Życzę weny i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Postanowiłam coś zmienić jeżeli chodzi o długość rozdziałów, bo sama zauważyłam, że robią się coraz to krótsze, a tak być nie może, prawda? :)
      Cole jest jakimś cieniem dawnego siebie. Kiedyś nie zawahałby się tylko natychmiast odpowiedziałby na zaczepkę Conora. Teraz wolał ją przemilczeć.
      Ja Profesora lubię, ale ogólnie mam zamiłowanie do dziwnych postaci, więc może to przez to ;) Nie jest on tak złym człowiekiem, na jakiego może wskazywać jego obowiązek.
      Negatywnymi bohaterami nie jest też ani Aco, ani jej siostra. Wszystkim zabrakło po prostu trochę szczęścia.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. A niech to. Byłam pewna, że Cole jakoś przeciwstawi się trzymającym go bandytom, zaś różowa koleżanka mu pomoże... nie sądziłam, że będzie znajdował się na ich łasce. Nie podoba mi się to. Co teraz będzie? Cole stał się całkowicie uległy, a ta banda ma go w garści i trzymają go dla jakiegoś tam talentu, jednocześnie całkowicie pozbawiając go uczuć. Bohater nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego tragicznego położenia. Strasznie mi go żal i wciąż mam nadzieję, że Cole odzyska pamięć i odnajdzie zagubioną cząstkę siebie. Pozostaje jeszcze nadzieja w Willu i bracie Cole'a, którzy pewnie nadal go szukają, może w pewien sposób uda im się przywrócić mu wspomnienia?
    Rozdział rewelacyjny. Czekam na następną notkę o losach Eris i Cole'a. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz!
      Taka walka w pojedynkę pewnie i tak na nic by się w tym przypadku nie zdała. Nawet jeżeli Pensy byłaby gotowa mu w niej pomóc nie wiem czy udałoby im się coś zdziałać.
      Czy kiedyś jednak uda mu się wydostać z tej nieciekawej sytuacji? Tego to ja już nie zdradzę. Znając moje zamiłowanie do komplikowania sytuacji, nie stanie się ona klarowna jeszcze przez jakiś czas ;)
      Will i Tom nadal go szukają. O tym wspomnę w kolejnym rozdziale. Wypadałoby napisać coś z perspektywy jednego lub drugiego ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Gratuluję! teraz jest 6, a niedługo będzie 10;p tylko na to czekać!
    A teraz rozdział. Skoro ty mówisz mi, że się powtarzasz, to ja tez to powiem. Rozdział jest zajeb*sty! Zresztą tak jak zawsze. No widzisz i już napisałam xd To straszne co zrobili z Colem. i na co im się on niby przyda nierozmawiający się i niekontaktujący z rzeczywistością. ale nie, on przecież kontaktuje tylko, że próbuje wszystkich wkurzyć dlatego się nie odzywa.
    Boje się, że Conor zrobi coś co nie będzie się podobać innym. jest taki... hmmm fałszywy? Mam właśnie takie wrażenie gdy o nim czytam. Enya i za to zaimponowała. Może i jest zimna i wredna, ale ma to coś.
    Przepraszam cie, ze długość tego czegoś powyżej, ale nie mam dziś głowy do komentarzy i jeżeli jest bez ładu i składu.
    Acha chciałam jeszcze wspomnieć coś na temat tego co napisałaś pod koniec. Też strasznie nie lubię pisać komentarzy z telefonu, choć i tak dość często to robię. Powód? nim włączę laptopa zdążę zapomnieć o rzeczach, które chciałam napisać;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Oj, chciałabym, aby tak to działało ^^ Jednak chyba nie umiem pisać superdługich rozdziałów. Wolę już opublikować krótszy, ale za to robić to trochę częściej :)
      Cole'a to mi samej zaczyna się robić szkoda, a to niedopuszczalne przecież. Jak ja się przestanę go gnębić, to kto mnie godnie zastąpi w tej roli? Nie ma tak łatwo ^^
      Conor zdecydowanie jest fałszywym i złym człowiekiem. Wprowadzi tutaj niemało zamieszania. Enya zresztą wcale nie lepsza, ale one jakiś pierwiastek dobra może i w sobie ma, a przynajmniej lubię ją.
      A przepraszać to nie masz za co. Ja jestem ci bardzo wdzięczna za komentarz. Sprawiłaś mi wiele radości ^^
      Z tym laptopem mam podobnie. W końcu już kilka lat ma, a wiadomo czas życia produktów skracają jak mogą. Niedługo trzeba będzie rozejrzeć się za czymś lepszym i nowszym.
      Ja komentarzy z telefonu nie cierpię pisać i robię to tylko, gdy naprawdę mi się nudzi i mam trochę czasu do zmarnowania ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Mi rozdział bardzo się podobał i nie masz co narzekać (chociaż niemal każdy autor to robi, bo on sam widzi jakieś "niedociągnięcia", a czytelnik już nie).
    Podobało mi się to, że można było w tym rozdziale więcej dowiedzieć się o tym, gdzie Cole tak naprawdę się znalazł. I mimo że nadal nie wiem, co ci wszyscy ludzie tak naprawdę robią (i na co im Eris), to jakoś można ich już opisać.
    To potworne, co zrobili Cole'owi. Żaden człowiek nie zasługuje na coś takiego, pozbawienie osobowości to coś nie do pomyślenia. Jednak zastanawia mnie, dlaczego mu to zrobili, bo patrząc na innych w tym "zgrupowaniu" można stwierdzić, że ich to nie spotkało, więc dlaczego on?
    Hmm... Profesor to dziwny typ. Niby nie wzbudza sympatii, ale jednak ma się wrażenie, że chce dobrze dla chłopaka. Na razie to sama nie wiem, co mam o nim myśleć.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      No właśnie najciężej zwalczyć tą własną niechęć, a już zwłaszcza jak się jest takim okropnym pesymistom jakim jestem ja. No, ale walczę i mam nadzieję, że coraz rzadziej będziecie musieli wczytywać się w moje marudzenie ^^
      Fakt, w tym rozdziale pojawił się jakiś niewielki urywek opisu tego tajemniczego miejsca, w którym znalazł się Cole. Nie mam talentu do opisywania czegoś (miejsc lub wyglądu ludzi), choć w głowie mam całą wizję. No, ale może uda mi się to jakoś chociaż częściowo zarysować. W następnych rozdziałach postaram się przedstawić zasady tam panujące.
      Cole łatwo nie ma, ale to już moja w tym głowa, aby zbyt szybko sielanka go nie dopadła ;)
      Profesor dziwny i na razie taki pozostanie. Po części dlatego, że sama muszę przemyśleć na jakiego chcę go kreować.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Ale ja mam spóźnienia -.-
    I jeszcze haniebnie przeczytałam ten rozdział, a mam zaległości... Udam się więc do przeszłości. Tu zaś powiem, że tekst w stylu; "Nie musisz się płaszczyć, Conor" mnie rozwalił. Ryan zazdrosny... Tsaa, muszę się cofnąć, bo coś mi nie idzie pisanie tego komentarza. Jeszcze palnę jakąś głupotę.
    Pozdrawiam i oświadczam, że rozdział był świetny (nawet, gdy wyrwałam go z kontekstu). Ogółem mogę stwierdzić, ze podobają mi się Twoje pomysły na dialogi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam, takie spóźnienie, spóźnieniem nazwać nie można.
      Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że wciąż chce ci się to czytać. To miłe :)
      Co do dialogów to mnie zaskoczyłaś. Sama zwykle mam z nimi najwięcej problemów i nie sądziłam, że komuś mogą się one spodobać.
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  7. Witaj;)
    W końcu udało mi się dotrzeć i do Ciebie. Za opóźnienie znów muszę przeprosić, ech... W każdym razie jestem bardzo usatysfakcjonowana tym rozdziałem. Naprawdę całkiem pokaźny Ci wyszedł i mogłam się nieźle wkręcić. A co do treści... No chyba Cię zaraz trzepnę. Jak zwykle niezadowolona, w dodatku zupełnie niepotrzebnie, bo wyszedł Ci świetnie. Wygląda na to, ze z Cole'a zrobili taką laleczkę do manipulowania i jeszcze wkręcili go do podejrzanej organizacji. Zaczyna się robić coraz bardziej tajemniczo. Chłopak jest totalnie skołowany, a więc pranie mózgu Aco zadziałało. Nic dziwnego, że dziewczyna czuje się podle, skoro najwidoczniej nie jest tak perfidna, jak członkowie organizacji.
    Uwielbiam wszelkie manipulacje psychiką, więc opisy stanu Cole'a, jego zagubienie, wypranie z emocji niezwykle mnie pasjonowały. Także ciekawie jest postrzegać świat z perspektywy tak skołowanej osoby. No i nie spodziewałam się, że ten budynek czy coś jest tak rozbudowany;) Zaskoczyłaś mnie nieźle, a ja lubię ten element zaskoczenia w opowiadaniach. Końcówka obiecująca. Jadeitowe oczy i wredność Enyo już mi się spodobały. No i Cole na strzelnicy? Ciekawe, jak to rozwiążesz... Pozdrawiam i czekam na NN [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam i od razu mówię, że przepraszać nie masz za co :) Toż to nawet spóźnieniem nazwać nie można!
      Wiem, wiem jestem okropna z tym swoim wiecznym niezadowoleniem, ale usilnie z tym walczę. Niedługo będę marudzić tylko w swoich myślach, hah :D
      Bardzo mi miło, że rozdział jednak ci się podobał. Też lubię wszelkie sprawy związane z psychiką ludzką, to niezwykle ciekawe i stanowi niezły zasób pomysłów na nowe rozdziały ;)
      Wszelkie niejasności niebawem się już wyjaśnią.
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  8. Kolejny tajemniczy rozdział, i coraz bardziej miesza mi się w głowie jeśli chodzi o to opowiadanie, ty okrutna istoto :> Ja już naprawdę nic z tego nie rozumiem :P
    Nie no dobra. Okej. Cole ma w sobie coś czego potrzebują. Profesor to świrnięty człowiek, i ja tam w żadne Alzheimery nie wierzę, to po prostu zwykły wariat. Szalony naukowiec, ot co ;D Mam tylko nadzieję, że ten cały system nawigacyjny to rzeczywiście taki system, i nie zrobi Cole'owi krzywdy. Chociaż z drugiej strony sam fakt, że oni będą wiedzieć gdzie on jest już samo w sobie jest niepokojące, nie?
    Zaciekawiła mnie postać Enyo. Fajna babka, lubię takie :> Myślę, że Cole może mieć z nią ciekawie, o ile ich znajomość jakość się rozwinie. No ale nie za bardzo oczywiście, bo pamiętasz co mi obiecałaś, hmm? Cole i Eris? :D
    No to ja czekam na kolejny i uprzejmie zwracam ci uwagę, że już od dobrych kilku rozdziałów nie pojawił się tutaj Will. No helloł! Liczę na poprawę! :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Paczaj, a ja chciałam coś wytłumaczyć :> Moja logika jest pokrętna i trochę wody upłynie zanim wszystko stanie się klarowne.
      Cole jest taką tajną bronią, ale co on zdziała w tym opowiadaniu? Tego oczywiście nie zdradzam już.
      Nie przeczę, profesor jest szalony ^^ Ale jako, że ja lubię zwariowane postacie, to należy on do jednych z moich ulubionych bohaterów, mimo że współpracuje z porywaczami.
      Enyo też lubię, choć ona dla odmiany jest tą złą, która życia Cole'owi wcale nie ułatwi ^^
      Hej, ale ja ci nie obiecywałam! Na początku ostrzegałam, że z wątkiem miłosnym może być ciężko, a teraz sama nie wiem jak to się rozwinie i w którą stronę potoczy. Wystarczy spojrzeć na to, co wywinął James xD
      Will będzieee w następnym rozdziale. Chciałam go wcisnąć już w tym, ale chyba co za dużo, to niezdrowo. Tylko, że może ten fragment tym razem nie będzie tak do końca z jego perspektywy.
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  9. ooo, teraz zropbiło się naprawdę ciekawie. Zniszczyli mu totalnie psychikę, choć chyba zachowali przy tym jego dar, w jakiś dziweny sposób, choć nie wiem, jak to zrobili. dziwne, on właściwie nic nie pamięta, ale jednak chodzi, biernie wykonuje polecenia, gdy się skupi, rozumie i zapamiętuje, ale w ogóle nie ma własnego punktu widzenia, tak wyraźnego wcześniej. widzę, że właśnie rpzed tym uciekła Elise dzięi swoim przyjaciołom, ale mam wrażenie, że niedługo niestety też ją znajdą i oboje będą zamknięci w tej dziwnej... szkole? nie wiem, ale wyraźnie widać, że na coś ich szkolą tylko że niektórzy mają inne zdanie na ten temat i próbują się przeciwstawić temu głównemu kolesiowi... Mam nadzieję, że nie zrobi nic różowowłosej, bo ją lubię. a Aco... kurde, mimo wszystko też trochę mi jej żal, choć bardzo nie lubię jej 'talentu'. Jestem bardzo ciekawa, ocb, teraz to już chyba będe codziennie tu zaglądaćxD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Tym ludziom udało się zniszczyć całą osobowość Cole'a. Mącąc mu w głowie, zmienili jego przekonania i wartości, które były do tej pory dla niego ważne.
      Eris dokładnie tego unika, a raczej robią to za nią jej przyjaciele, bo ona sama nie ma pojęcia o tym, co się dzieje.
      Szkołą to bym tego miejsca nie nazwała, choć faktycznie niektórzy pobierają tam szkolenia. O co dokładniej chodzi wyjdzie w kolejnych rozdziałach.
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  10. Cześć :)
    Biedny Cole. Jest teraz taki... Taki martwy?
    Patrz, nawet nie wiem jak to nazwać.
    Ja tak sobie czytam i czytam ten rozdział i tak się zastanawiam.. Ty tych swoich bohaterów wpakowałaś w takie bagno, że nie mam pojęcia jak ich z tego wyplączesz xd
    Bo tak :
    Z Cole'a powoli robi się robot nie wrażliwy na nic. Wręcz obojętny na wszystko, a mnie to bardzo smuci. A jeszcze na domiar złego ratunku jakoś nie widać! I w ogóle po cholerę go porywali ?! Wybacz, kochana, ale ja już się gubie xd
    Dalej:
    Eris jest na jakimś totalnym pustkowiu z Jamesem, mało tego! Jest wilczycą, która czeka na zimową przemianę, czy jakoś tak xd A jeszcze przed chwilą dowiedziała się, że ma jakiś tam dar bogini Zemsty ;)
    Ażeś w nagmatwała xd No ale mam nadzieję, że jakoś Nam to wyjaśnisz :D
    Pozdrawiam ^^
    PS. Jak będziesz miała możliwość to zapraszam na pierwszy rozdział na:
    for-one-more-chance.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :)
      Cole może nie jest martwy, ale to już nie jest ten wstrętny, pyszałkowaty koleś, co na początku tego opowiadania. Fakt, ja lubię komplikować życie moim bohaterom. Na szczęście wiem mniej więcej jak to zakończyć, więc jest git ^^
      Oczywiście wszystko wyjaśnię. Tylko troszkę cierpliwości.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  11. Ja, nie rozumiem, czemu niektórzy ludzie mają pierwsze wrażenie jak najbardziej trafne, a potem jednak zmieniają zdanie. Ale wiesz co Ci powiem? (znaczy napiszę...) Że to w sumie dobrze, iż nie jesteś z siebie zadowolona. (Pomijając fakt, że rozdział był naprawdę udany i nie rozumiem, czego się znowu czepiasz. Jak taki dziad do spodni, no!) Dzięki temu nie uderzy Ci do głowy woda sodowa i pozostaniesz normalna, a nie pomyślisz, że nie wiadomo jak nieziemska jesteś. A to jest chyba najważniejsze, bo tacy ludzie są nieznośni! Ty natomiast, nie dość, że masz talent i dobrze piszesz, to jeszcze jesteś crazy i takie tam różne, haha xd Normalna po prostu (w moich przelicznikach, więc się możesz już martwić ;d)
    Ale wróćmy do rozdziału, no! Przecież to o niego chodzi, haha xd
    Ej, serio? Co się w ogóle dzieje? Bo ja już nie ogarniam, no! Jak to Cole będzie z tymi paskudami, które go tak skrzywdziły? Dlaczego ? O co w tym chodzi? Co oni chcą z nim zrobić? Boże, ten chłopak jest biedny. taki zdezorientowany całkowicie. Normalnie aż się żal go robi. I w dodatku Ty tak dobrze, dokładnie ukazałaś jego zagubienie! On naprawdę nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Już nawet nie ma zbytnio sił na wdawanie się w kłótnie i próby wyratowania się z tej dość ciekawej sytuacji!
    Powiem Ci, że lubię tę kobitkę z ostatniej sceny. jest dobra! Taka nieugięta i surowa! Mogłabym nawet rzec (napisać), że wręcz niezdolna do żadnych pozytywnych odczuć w stosunku do innych osób, hha! Lubię to, naprawdę! Taka postawa jest dobra, bo dzięki temu nie będzie potem miała problemów z wyborem czy zabić, czy nie zabić swoich "przyjaciół". ;D
    I ten profesor! Ej, on mi przypomina jakiegoś psychicznego człowieczka, który zamyka się w swoim laboratorium z grupką dzieci i testuje na nich różne specyfiki, o których świat nie ma pojęcia! Taki jakiś naprawdę szalony, ale w tym najgorszym znaczeniu tego słowa. Co z tego, że ma ufne spojrzenie? Z zachowania jest bardzo, bardzo dziwny i to najbardziej zastanawia. Może jest jakiś taki młodzieżowy, ale ja na razie tego nie czuję. Trochę się go obawiam, ale nie wiem w sumie, co Ty tu jeszcze zgotujesz. No, jedno jest pewne - u Ciebie raczej za nic w świecie nie da się zgadnąć, co planujesz dalej zrobić! I to jest najlepsze! Nieprzewidywalna Monia, hahhaa xd
    No nic, nie będę Ci tu słodzić, bo się na słońcu roztopisz, ale wiedz, że no... Bez słodzenia miało być! ;d
    No dobra, wiem że niezgrabny i dziwny komentarz, ale tak słońce daje po pale, że aż nie mogę się skupić! Tak czy inaczej bardzo mi się dzisiaj podobało, więc się zamknij (przepraszam, że taka niemiła jestem, ale czasami, kurcze, trzeba, żeby człowiek się ogarnął! ;d) i nie gadaj głupot, że Ci się nie podoba czy coś. Bo na to mam tylko jedną odpowiedź: ŻAL!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też tego nie rozumiem, ale jeżeli chodzi o mnie to zaczyna się to robić coraz częstsze i wcale mi się to nie podoba!
      No, ale fajnie, że uważasz mnie za normalną i crazy, haha :D Nie no poprawiłaś mi humor na cały wieczór. Uwielbiam cię! Jak dostanę jakichś przedwczesnych zmarszczek, to będzie to tylko i wyłącznie twoja wina xD
      Z Colem to nie jest taka łatwa sytuacja, a ja mam ochotę ją jeszcze bardziej skomplikować! Oczywiście odpowiedzi na żadne z twoich pytań ci nie udzielę, bo byłoby to zbyt piękne i łatwe.
      Enyo też lubię. Może i wredota z niej, ale jakoś lubię te negatywne, złośliwe postaci. Masz tutaj zupełną rację. Dziewczyna może i nie jest wylewna czy uczuciowa, ale za to nie będzie mieć żadnych wątpliwości i rozterek jeżeli przyjdzie, co do czego.
      Profesorek nie jest złym, szalonym naukowcem. Chociaż normalny do końca też nie jest. Jeszcze sporo może tu namieszać ;)
      Oj tak, jestem nieprzewidywalna, hah. Jeszcze mam wiele kart w rękawie, którymi może uda mi się was zaskoczyć.
      Jeszcze raz bardzo ci dziękuję za tak długaśny komentarz. Jesteś niezastąpiona po prostu!
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. Nie dają żyć Cole'owi. System nawigacyjny? Nie fajnie. Bez trudu będą mogli go namierzyć, jeśli zacznie coś kombinować. Na to jednak się chyba nie zapowiada. Wydaje się, że chłopakowi jest zupełnie obojętne gdzie jest, co się z nim dzieje i co robi.
    Po co było to wszystko? Taka wyprana z emocji marionetka jest z jednej strony przydatna, bo można ją całkowicie kontrolować, ale nigdy się nic nie zaangażuje, bo nie ma uczuć. Jak jakaś maszyna. Strasznie to smutne, a znając możliwości tych ludzi, to może być tylko gorzej.
    Profesor, mimo że należy do tej dziwacznej, tajemniczej bandy, wydaje się całkiem w porządku. Nawet go polubiłam, mam słabość do świrów :D Z nimi nigdy nie jest nudno i nie wiadomo, czego się po nich spodziewać.
    Za to Enyo, no cóż, jej talent to chyba zrażania do siebie ludzi. Ledwo się pojawiła, a już mam jej dość. Jeśli dojdzie do pojedynku na strzelnicy, mam nadzieję, że Cole utrze jej nosa.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      O to przede wszystkim chodzi, aby Cole nie zaczął kombinować po swojemu. Po to tak go gnębią i po to chcą mieć go stale pod kontrolą. I masz rację póki co na to się nie szykuje. No, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
      Po co im takie Cole? To wyjdzie już chyba nawet w następnym rozdziale lub jeszcze kolejnym. W każdym razie całkiem niedługo.
      Ja też uwielbiam wszelkie zwariowane postacie. Dlatego profesorek mimo wszystko należy do tych moich ulubionych bohaterów.
      Czułam, ze Enyo będzie wywoływać różne emocje. Nie jest to taka sympatyczna Pensy, którą można z marszu polubić.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  13. Bardzo mi się podoba długość tego rozdziału, a nawet mógłby być jeszcze dłuższy ;) I tak się zdziwiłam, że to już koniec.
    Cole wydaje mi się taki obojętny, bez życia. Chociaż widać, że jeszcze go do końca nie złamali, że jeszcze się opiera, ale chyba już niewiele brakuje, co?
    Do pozytywów mogę zaliczyć to, że Aco nic się nie stało. Ta dziewczyna jest chyba taką samą ofiarą, jak Cole. Jej "kochaś" wydaje się być w porządku, podziwiam jego poświęcenie dla dziewczyny, ale jeszcze sobie zdania nie wyrobiłam ;)
    Za to profesorek wyjątkowo przypadł mi do gustu, ale ja uwielbiam pokręconych bohaterów. Myślę, że nawet gdyby nie był chory, to byłby z lekka stuknięty ;) Zaintrygował mnie ten sygnał nawigujący, z początku myślałam, że zamierzając wypuścić Cole'a z jakąś misją, ale chcą mieć nad nim kontrolę. No i cóż takiego "się zacznie"?
    Wreszcie dowiedzieliśmy się czegoś o więzieniu Cole'a. Pachnie mi to jakąś zamkniętą społecznością, która rzadko kiedy kontaktuje się ze światem. Enyo również wydaje mi się ciekawą osobistością, może będzie o niej coś więcej?
    Przepraszam, że tak późno i czekam na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Osobowość Cole'a została poddana ciężkiej próbie. Nie zdradzę wam, jak to się wszystko skończy. Fakt, chłopak jeszcze próbuje jakoś oponować, ale już coraz słabiej i może być coraz gorzej.
      Nie miałabym serca, aby skrzywdzić jakoś brutalnie Aco. No, a Profesora też lubię. Tak samo jak ty uwielbiam nietuzinkowych bohaterów.
      Zamknięta społeczność... No to jest chyba najtrafniejsze określenie tej organizacji, która tutaj się stworzyła.
      A o Enyo oczywiście będzie więcej i to całkiem sporo. Myślę czy przypisać jej większe zadanie czy po prostu zostawić tak jak sobie to do tej pory zaplanowałam, ale jeszcze nic nie postanowiłam.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  14. W końcu tu dotarłam. Miałam wyjątkowo męczący tydzień, więc nie dało się wcześniej, ale nareszcie znalazłam chwilę.
    Zdecydowanie podoba mi się długość tego rozdziału. Mimo to i tak mam wrażenie, że jakoś za szybko skończyłam go czytać. Chyba zwyczajnie się za bardzo wciągnęłam. Poza tym uważam tą notkę za bardziej spokojną, mimo iż widzę, że istotne rzeczy zdecydowanie się w niej wydarzyły. Do nich można oczywiście zaliczyć wyjście Cole'a z celi, jak również to, że przyłączyli go do "organizacji". Coś wydaje mi się, że przez to nie szykuje się przed nim zbyt wesoła przyszłość. Poza tym zastanawiam się, co w tej chwili robi brat chłopaka. Jakby nie było nasz bohater zniknął na dość długi czas i musiało to jakoś wpłynąć na otoczenie, w którym się obracał. Nie zdziwię się, jakby właśnie odbywało się poszukiwania Cole'a. Poza tym trzeba przyznac, że ten cały budynek organizacji jest całkiem dobrze wyposażony. Mają naprawdę wiele pomieszczeń...
    Będę czekać na więcej, zresztą jak zwykle :) No cóż jestem niezmiernie ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy, bo jakby nie było w jakimś kierunku te wszystkie wydarzenia zmierzają. Zresztą nie wyłożyłaś jeszcze na wierzch wszystkich kart i wciąż mnie niektóre tajemnice intrygują. Tak więc do przeczytania. W końcu nie ma to jak zagłębiać się w tak dobrym tekście, jaki ty tworzysz. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Bardzo mi się miło zrobiło, czytając tyle pozytywnych słów.
      Faktycznie ten rozdział wyjątkowo spokojny, a powiem ci, że następny będzie jeszcze spokojniejszy. Taka cisza przed burzą, przed rozpoczęciem szybszej akcji.
      O Tomie będzie trochę w następnej notce. Miałam dodać go już tutaj, ale stwierdziłam, że za bardzo to wszystko się rozciągnie.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  15. Ała! Niech wróci pyskacz! Serce mi krwawi1 Co oni mu zrooobiiiiliiii ;(( Ach, ta obojętność mnie zabije! Bardzo to wdzięcznie opisane, no i rozumiem, rozumiem, ale i tak będę trzymać kciuki i co tyko moge, żeby odżył nasz cole, żeby im dopiekł! Pokazał! Itd! ;)

    Hm. No tak, w jego temacie tez nie wszystko dla mnie jasne, ale to tylko pobudza zafascynowanie. czekam czekam na next!

    A i u mnie n. Jeśli tylko kcesz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!
      Pyskacz na chwilę zniknął, ale ja go jeszcze nie skreśliłam, no! Nie chcę nic zdradzać, więc nie powiem ci czy stary Cole jeszcze wróci w takim samym wydaniu w jakim go poznaliśmy, ale do końca jeszcze znacząca przemiana będzie. Brzmi niepokojąco? I dobrze ^^
      Oczywiście, że wpadnę do ciebie, ale już jutro, bo dziś wysiadam.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  16. Co to za społeczność, do której on teraz ma należeć? Hm... może już nie będę się tak nad nim znęcać. Chociaż ten ostateczny atak... Na czym ma polegać? Mam nadzieję, że nic złego mu nie zrobią. I tak już wystarczająco przez nich wycierpiał. Jeszcze to coś, co mu wszczepili... Heh, kim, czym on jest, że się nim zainteresowali? To coś, jak w przypadku Eris? Oboje mają jakieś zdolności? Jestem ciekawa, co się dalej stanie. :) Heh, fajny ten profesorek, tylko... nie woleliby kogoś zdrowego? I co teraz z Colem? Będzie z nimi żył? Nie wróci już do siebie? Haha, jak zwykle mam za dużo pytań :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz.
      Faktycznie pytań to ty masz całkiem sporo, hah ;) Mogę cię pocieszyć, że wiele z nich znajdzie swoje rozwiązanie już niebawem. Na kilka innych trzeba będzie poczekać trochę dłużej, ale w końcu na wszystkie postaram się odpowiedzieć ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń

Czytelnicy